Polacy byli pod ścianą, uważa Tamás Pletser, analityk rynku ropy i gazu w budapeszteńskim banku Erste. Zdaniem Pletsera to Węgrzy lepiej wyszli na sprzedaży części aktywów Lotosu, która była warunkiem fuzji Lotosu z PKN Orlen postawionym przez Komisję Europejską. – Z perspektywy węgierskiej to udana transakcja za dobrą cenę i zgodna ze strategią MOL-a, który stanie się trzecim graczem na rynku detalicznym paliw w Polsce.
Według podpisanej w połowie stycznia umowy warunkowej grupa MOL, węgierski koncern przetwórstwa ropy naftowej i gazu ziemnego, kupi 417 stacji Lotosu (czyli 80 proc.) za 610 mln dol. oraz część Lotosu odpowiedzialną za biopaliwa. Orlen zaś nabędzie 144 stacje na Węgrzech i 41 na Słowacji, za które zapłaci 229 mln euro. W transakcji – musi ją jeszcze zaakceptować Komisja Europejska – wzięły też udział saudyjski gigant Saudi Aramco i polski Unimot.
Wspomniana przez Pletsera Strategia 2030+ zakładała, że do 2025 r. MOL będzie miał minimum 2200 stacji paliw w Europie Środkowej i na Bałkanach. Od lutego zeszłego roku przejął udziały w spółkach prowadzących sieci stacji na Słowacji, Węgrzech, Słowenii i teraz w Polsce, co oznacza, że wyznaczony cel został już osiągnięty (obecnie – 2390 stacji). Polska stanie się 10. krajem, gdzie paliwo będzie można kupić od MOL-a. Czy będzie on dążył do dalszej ekspansji na naszym rynku? – Za wcześnie, żeby o tym mówić. Na pewno MOL będzie chciał na stacjach otworzyć swoje firmowe sklepy Fresh Corner, gdzie można napić się kawy i coś zjeść – uważa Pletser.
Energetyczne kondominium
Menedżer MOL-a odpowiedzialny za zarządzanie strategiczne twierdzi, że wejście do Polski było celem konglomeratu od 2001 r. – Od tego czasu próbowaliśmy przynajmniej trzy razy – mówi i prosi o niepodawanie nazwiska.