„Jeśli chcemy, by wszystko zostało, jak jest, wszystko musi się zmienić” – to słowa, z którymi młodziutki Alain Delon zwraca się do księcia Fabrizio Saliny w zekranizowanej przez Luchino Viscontiego słynnej powieści „Lampart” Giuseppe Tomasiego di Lampedusy. Akcja rozgrywającej się na Sycylii sagi rozpoczyna się w czasie zjednoczenia Włoch w 1860 r., a kończy dopiero na początku ubiegłego stulecia. Wystarczy zmienić szyk zdania, by tymi samymi słowami wiernie zobrazować włoską rzeczywistość AD 2022.
„Ponieważ wszystko musi się zmienić, trzeba, by wszystko zostało, jak jest”, stwierdziła dzisiaj zgodnie większość deputowanych. Podziały w łonie poszczególnych ugrupowań sprawiły, że w siedmiu głosowaniach przeprowadzonych od poniedziałku 25 stycznia żaden z zaproponowanych kandydatów nie uzyskał wymaganej bezwzględnej większości 505 głosów.
Dopiero ósma runda przyniosła rozstrzygnięcie i większością 759 głosów (na 983) dotychczasowy prezydent Sergio Mattarella w sobotę wieczorem został wybrany na kolejną kadencję. Mattarella jest synem chadeckiego polityka, w latach 50. i 60. piastującego funkcje ministerialne, i bratem Piersantiego Mattarellego, gubernatora Sycylii, zamordowanego w 1980 r. przez mafię. Od 2009 r. jest politykiem niezależnym. Wcześniej, po upadku Partii Chrześcijańsko-Demokratycznej, był zwolennikiem reform realizowanych przez powstałą w 2007 r. z połączenia kilku odłamów lewicy Partię Demokratyczną.
1200 sal na Kwirynale
1008 wybierających głowę państwa członków obu izb parlamentu, przedstawicieli 20 regionów i nielicznych mniejszości etnicznych miało siedem lat, żeby uzgodnić, kto będzie kolejnym, trzynastym prezydentem Włoch. Rozpoczęta w 2015 r. kadencja Sergio Mattarellego upływa 3 lutego. Jak się jednak okazało, elektorzy pochłonięci innymi sprawami nie mieli czasu zajmować się prezydentem. Dopiero kiedy miesiąc temu oficjalnie ogłoszono termin głosowania, włoscy politycy zaczęli się zastanawiać, kogo posadzić na Kwirynale.
Sam pałac, wzniesiony jako rezydencja papieży, potem przekazany królowi Włoch, a dziś siedziba głowy państwa, podkreśla swoim charakterem zwykle tylko prestiżową i „dekoracyjną” rolę prezydenta, z szacunkiem nazywanego „strażnikiem włoskiej konstytucji”. Jednak podczas częstych kryzysów gabinetowych w ponad 1200 salach na Kwirynale można bezkolizyjnie rozmieścić skłóconych ze sobą polityków. I wówczas prezydent, wchodząc do kolejnych pomieszczeń, uspokaja, łagodzi napięcia, uzgadnia zasadnicze kierunki działań, a czasem także rozdaje stanowiska.
Czytaj też: Włochy. Dwa kraje w jednym
Draghi chwycił za telefon
Tak właśnie było, kiedy Mattarella 13 lutego zeszłego roku powołał na stanowisko szefa rządu Mario Draghiego. W obliczu kryzysu gospodarczego spowodowanego dramatycznym przebiegiem pandemii koronawirusa i w perspektywie trudnych negocjacji z władzami UE tylko Draghi (były prezes EBC, typowany wtedy na kolejnego prezydenta) mógł uratować kraj od zapaści. Oficjalnie mówi się, że Mattarella zmienił decyzję w kwestii opuszczenia pałacu na Kwirynale na wspólną prośbę szefów wszystkich klubów parlamentarnych włoskiej izby deputowanych. Ale tak naprawdę to ponoć Draghi wczesnym popołudniem, widząc niezdolność przywódców partii do podjęcia jakiejkolwiek decyzji, która dałaby Włochom nowego prezydenta, chwycił za telefon i w pół godziny przekonał Mattarellę, że – choćby wbrew własnej woli – powinien jeszcze siedem lat życia poświęcić Italii.
Przez siedem lat prezydentury Mattarella zaskarbił sobie powszechne uznanie i szacunek Włochów. Kiedy w grudniu uczestniczył w inauguracji sezonu w mediolańskiej La Scali, widownia powitała go oklaskami na stojąco i żądaniem drugiej kadencji. Prezydent jednak nawet wtedy stanowczo obstawał przy zapowiadanym już pół roku wcześniej odejściu na emeryturę (ma 80 lat). Podkreślany przez niego wielokrotnie zamiar zakończenia prezydentury zdaniem wielu komentatorów miał wzbudzić poczucie odpowiedzialności włoskich polityków i skłonić ich do konstruktywnego współdziałania. To jednak się nie udało.
Mattarella w pałacu dwukrotnie podejmował przebywających z oficjalną wizytą we Włoszech Andrzeja Dudę z małżonką. Dość jednak nieoczekiwanie, w listopadzie 2021 r., podczas spotkania ze studentami na uniwersytecie w Sienie nawiązał do sytuacji na granicy polsko-białoruskiej, zwracając uwagę na „zadziwiający rozdźwięk między głoszeniem szczytnych zasad a lekceważeniem głodu i zimna, na jakie narażeni są ludzie na granicach Unii Europejskiej”.
Czytaj też: Włoski eksperyment. Do pracy tylko po szczepieniu
Kolejne siedem lat prezydentury
Mattarella nie jest pierwszym prezydentem Włoch wybranym na kolejną kadencję. Mimo że konstytucja nie przewiduje takich przypadków, w 2013 r. włoski parlament, także w sytuacji głębokich politycznych podziałów, niemal jednogłośnie wybrał ponownie Giorgia Napolitano. Dwa lata później, z racji wieku i stanu zdrowia, 90-letni prezydent zrezygnował z zajmowanej funkcji.
Przeciwko kandydaturze nowego-starego prezydenta głosowali dziś przedstawiciele kilku regionów, kilku deputowanych Ligi, a także członkowie prawicowej partii Bracia Włoscy. Jej szefowa Giorgia Meloni, oburzona wynikiem negocjacji w sprawie prezydenckiej reelekcji, zarzuciła deputowanym z innych ugrupowań, że „przehandlowali dalszych siedem miesięcy w parlamencie w zamian za siedem lat prezydentury Mattarellego”.
Gdyby prezydentem został wybrany obecny premier Mario Draghi, trzeba byłoby wyłonić nowego szefa rządu, co prawdopodobnie skończyłoby się rozpisaniem przedterminowych wyborów. W ten sposób deputowani, którzy dopiero we wrześniu uzyskają prawo do wysokiej „parlamentarnej” emerytury, musieliby obejść się smakiem. Na dodatek kolejne wybory odbędą się już według nowej ordynacji wyborczej, która znacznie ogranicza liczbę członków parlamentu, co sprawia, że szanse uzyskania mandatu ponownie dramatycznie maleją.
Draghi ma pilnować pieniędzy
Dla przeciętnego Włocha najważniejszym efektem głosowania jest to, że Mario Draghi pozostanie premierem i konsekwentnie będzie wyciągał kraj z kryzysu gospodarczego. To Draghi będzie odpowiedzialny za wyniki negocjacji w sprawie zmiany zasad obowiązującego kraje strefy euro paktu stabilności i wzrostu, a w efekcie ustaleń dotyczących włoskiego deficytu. To on będzie dalej realizował wynikające z Funduszu Odbudowy plany i projekty inwestycyjne.
Włosi mają nadzieję, że Draghi i jego „ekspercki” gabinet nie pozwolą, by pieniądze płynące z Brukseli były wykorzystywane przez partie dla zdobycia szerszego poparcia. Polityczne rozgrywki Draghiego nie dotyczą. Zarówno zwolennicy, jak i nieliczni przeciwnicy jego rządów pogodzili się już z faktem, że Super Mario nie ma sympatii czy inklinacji politycznych.
Wiedzą też jednak, że kolumny cyfr w rubrykach „winien” i „ma” nie przesłaniają mu świata i wbrew wszelkim zasadom poprawności politycznej potrafi nazwać tureckiego przywódcę Recepa Tayyipa Erdoğana „dyktatorem” czy domagać się stanowczo (choć wciąż bezskutecznie), by Unia wreszcie zrewidowała swoją politykę wobec migrantów, wyławianych z Morza Śródziemnego przez statki NGO i włoskiej straży przybrzeżnej, a wymagających rozlokowania na terytorium różnych państw w imię „europejskiej solidarności”.
Czytaj też: Jak Liliana Segre walczy z włoskim rasizmem