Jak powiedziała amerykańska wicesekretarz stanu Wendy Sherman, która przez siedem godzin konferowała z rosyjskim wiceministrem spraw zagranicznych Siergiejem Riabkowem: „to dopiero początek” i trudno na razie przewidzieć, do czego dialog doprowadzi. Obie strony określiły rozmowy jako „szczere i bezpośrednie”, co w dyplomatycznym języku oznacza zwykle, że negocjowano twardo, ale bez rezultatu.
Riabkow starał się przedstawić spotkanie w tonie optymistycznym, mówiąc, że Ameryka „poważnie podchodzi do rosyjskich propozycji”, ale Sherman dała do zrozumienia, że USA nie zamierzają ustępować. Dialog będzie kontynuowany we wtorek na forum Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie (OBWE), a w środę między Rosją a NATO.
Świerczyński: Przed nami dni, które wstrząsną NATO?
Putin cofa Europę o ćwierćwiecze
„Propozycje”, o których wspomniał rosyjski wiceminister, to – przypomnijmy – żądanie praktycznego cofnięcia zegara o ćwierć wieku, tzn. do okresu sprzed rozszerzenia NATO na wschód pod koniec lat 90. i odtworzenia rosyjskiej strefy wpływów w Europie Środkowowschodniej. Władimir Putin domaga się od USA pisemnego zobowiązania, że sojusz nie będzie przyjmował nowych członków, a zwłaszcza Ukrainy i Gruzji (NATO zapewniało, że drzwi pozostawia dla nich otwarte). Żąda też, by sojusz wycofał swoje wojska i infrastrukturę militarną z krajów przyjętych do NATO po 1999 r. (kiedy weszły do niego Polska, Czechy i Węgry) i nie prowadził tam manewrów. Miałoby to znaleźć się w traktacie i zapewnić Europie pokój i stabilizację.
Joe Biden i jego sekretarz stanu Tony Blinken oświadczyli stanowczo, że o spełnieniu takich postulatów nie ma mowy. Proponowany przez Moskwę traktat za bardzo przypominałby Jałtę, a nawet sprzedaż Czechosłowacji w Monachium w zamian za „peace in our time” Neville′a Chamberlaina.
Waszyngton zasugerował, że przedmiotem negocjacji mogłoby być wskrzeszenie układu o eliminacji broni nuklearnej średniego zasięgu (INF), z którego USA wycofały się za rządów Trumpa, ponieważ Rosja notorycznie łamała jego postanowienia. Oznaczałoby to gotowość Ameryki do redukcji w Europie arsenałów rakiet zdolnych do przenoszenia broni atomowej w zamian za odpowiednie redukcje takich rakiet przez Rosję. Administracja Bidena zasygnalizowała też możliwość rozmów na temat ograniczenia skali ćwiczeń NATO w Europie, jeżeli to samo uczyni Rosja.
Czytaj też: Oferta Putina z Polską w tle. W co tu gra Kreml?
Putin rozmawia i trzyma pistolet
W Waszyngtonie huczy od spekulacji, co właściwie zamierza i do czego dąży Putin. Najgorszy scenariusz przewiduje, że toczące się rozmowy – zaproponowane przez Rosję – to tylko zasłona dymna w celu propagandowego przygotowania nieuniknionej inwazji Ukrainy. Rosyjski prezydent – argumentują pesymiści – doskonale rozumie, iż Ameryka nie może się na jego ultimatum zgodzić, ale rozmawia, aby pokazać, że „zrobił wszystko”, by zapobiec wojnie. Dlatego amerykański rząd niepokoi się, że rosyjskie wojska stoją wciąż przy ukraińskiej granicy. Blinken oświadczył w niedzielę, że „jeśli mamy uczynić postęp, musimy widzieć deeskalację”, a nie rosyjski „pistolet przystawiony do głowy Ukrainy”.
Biden zagroził Rosji surowymi sankcjami w razie kolejnej napaści na Ukrainę, ostrzegając, że boleśnie tym razem ugodzą w gospodarkę i uderzą po kieszeni kamarylę na Kremlu, być może z samym Putinem włącznie. Dotychczasowe sankcje, wprowadzone po aneksji Krymu w 2014 r., nie zmieniły jego agresywnej polityki ani na jotę. Administracja USA zapowiedziała również, że w wypadku nowej inwazji dostarczy Ukrainie więcej broni, w tym przeciwczołgowe rakiety Javelin i odpalane z ramienia pociski rakietowe Stinger, pomocne w walce partyzanckiej z okupacyjnymi siłami, czego dowiodła ich skuteczność w wojnie mudżahedinów z Armią Czerwoną w Afganistanie. Biden sugeruje też możliwość zwiększenia wojsk NATO na wschodniej flance, gdyby Rosjanie wkroczyli na Ukrainę.
Czytaj też: Ukraińska wrzutka Putina. Czy NATO da się skusić?
Putinowi trzeba coś zaoferować
Część ekspertów w USA przewiduje, że obawiając się frontalnej inwazji na Ukrainę i okupacji całego kraju, która byłaby niesłychanie kosztowna militarnie i politycznie, Putin może zdecydować się tym razem na aneksję Donbasu, kontrolowanego od 2014 r. przez wspomaganych z zewnątrz prorosyjskich separatystów. Albo zająć wąski przygraniczny pas ziemi we wschodniej Ukrainie, aby połączyć Donbas z Krymem. Byłaby to istotna zdobycz, którą mógłby się pochwalić jako kolejnym krokiem do odzyskania Ukrainy, tradycyjnego spichlerza carskiej, a potem sowieckiej Rosji, i potwierdzeniem determinacji przywrócenia całego dawnego imperium.
Administracja USA, sugerując gotowość do negocjacji na temat INF i ćwiczeń NATO, czyni to w przekonaniu, że coś trzeba Putinowi zaoferować, w przeciwnym wypadku inwazja jest przesądzona. Problem polega na tym, że jeśli nawet dojdzie do wznowienia układu o rakietach w Europie, nie wiadomo, jak długo – i czy w ogóle – Rosja będzie go przestrzegać. Nie wiemy na razie, w jakim stopniu wpłynie on np. na los takich systemów obronnych jak tarcze antyrakietowe budowane w Rumunii i Polsce i czy doprowadzi do wycofania z Obwodu Kaliningradzkiego rakiet Iskander. Wszystko to oczywiście bezpośrednio nas obchodzi.
Ostrowski: USA kontra Rosja i Chiny. Nowa zimna wojna
Biden nie może ustąpić Rosji
Być może to rozważania przedwczesne, bo rozmowy dopiero się rozpoczęły. Można tylko ufać, że administracja Bidena będzie je prowadzić twardo i nie pójdzie na istotne ustępstwa, w tym kosztem Polski i innych krajów regionu. Ekipa prezydenta – Blinken, Sullivan i inni – to politycy rozumiejący potrzebę zachowania silnej amerykańskiej obecności wojskowej w Europie i powstrzymywania Rosji przed agresją. Nie po drodze im z izolacjonistami z demokratycznej lewicy i republikańskiej prawicy.
Biden najpewniej też zdaje sobie sprawę, że nadmierne koncesje wobec Putina albo jego bezkarność mimo inwazji Ukrainy byłyby gwoździem do jego politycznej trumny. Po chaotycznej rejteradzie z Afganistanu prawica nie pozostawiłaby na nim suchej nitki.
Czytaj też: Czego chce Biden od swoich sojuszników?