Bal z dyktatorem
Rozmowa z Pawłem Łatuszką o tym, jak się pije z Łukaszenką i czego boi się dyktator
PAWEŁ RESZKA: – Jesteście na „ty”?
PAWEŁ ŁATUSZKA: – Nie mogłem z nim być „na ty”. Byłem urzędnikiem, ambasadorem, ministrem. Ciekawe, że Aleksandr Łukaszenka właściwie wszystkim mówił „na ty”, ale akurat do mnie zwracał się per pan.
A do niego ktoś mówi per „ty”?
Chyba nikt, no może z wyjątkiem Wiktora Szejmana [wieloletni szef prezydenckiej administracji, podejrzewany o zlecanie zabójstw i porwań opozycjonistów].
Jaki Łukaszenka jest, gdy w pobliżu nie ma kamer?
Pozuje na swojego chłopa.
Udaje mu się?
Nie, bo trudno mu zamaskować agresywny charakter. On udaje brata łatę, a inni udają, że w to wierzą. Trzeba udawać, udawanie to szansa na przeżycie.
Co to znaczy?
Łukaszenka chce, żeby ludzie, którzy są wokół niego, bali się. Jako minister podjąłem pewną decyzję bez jego zgody. Pamiętam, że zaniepokoił się tym. Szef KGB potwierdził mu, że w istocie działam przeciw niemu, a może nawet planuję samodzielną karierę polityczną. Wtedy do mnie zadzwonił: „Jeśli mnie zdradzisz, uduszę własnymi rękami”.
I po czymś takim trzeba na imprezie udawać, że człowiek dobrze się bawi?
On bardzo lubi tańce. Chce, żeby wszyscy wychodzili na parkiet. Do 2010 r. istniał zwyczaj, że zapraszał rząd i najbliższych mu ludzi na imprezę noworoczną, na VI piętro Pałacu Republiki. Było ciężko, bo wszyscy przecież byli po sylwestrze. Proszę sobie wyobrazić urzędnika, który jest po sześćdziesiątce i jeszcze na kacu.
Bywało, że ktoś nie przetrwał balu z dyktatorem?
O, zdarzało się, że ktoś się poważnie upił. Zazwyczaj takiego delikwenta ochrona wyprowadzała i odjeżdżał służbowym autem.