Zgodnie z zapowiedziami ze zdalnej rozmowy Joe Bidena z Władimirem Putinem i spotkania amerykańskiego prezydenta z ukraińskim przywódcą Wołodymirem Zełenskim administracja USA kontynuuje swoją dyplomatyczną akcję. Ma ona zapobiec rosyjskiej napaści, o której mówi się w związku ze zgromadzeniem 100 tys. wojsk na ukraińskiej granicy.
Na początku tego tygodnia asystentka sekretarza stanu USA ds. Europy i Eurazji Karen Donfried przyjechała do Kijowa, by zapewnić Ukrainę o poparciu dla jej niepodległości i integralności terytorialnej oraz potwierdzić, że w razie napaści – jak obiecał Biden – Ameryka wprowadzi bardzo ostre, do tej pory niestosowane sankcje na reżim Putina. W ukraińskiej stolicy Donfried spotkała się z szefem dyplomacji Dmytro Kulebą i przedstawicielem Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie Pietem Blondem.
Czytaj też: Wojenne gry graniczne wokół Ukrainy. Czego chce Putin?
Najwyższy szczebel pod Bidenem
Dopiero po wizycie w Kijowie Donfried pojechała do Moskwy – zgodnie z zasadą, że nie będzie się niczego ustalać bez konsultacji z rządem w Kijowie. Możemy się tylko domyślać, iż wysłanniczka departamentu stanu potwierdziła tam zamiary amerykańskiego rządu. Tego samego dnia, w środę, doradca prezydenta USA ds. bezpieczeństwa narodowego Jake Sullivan rozmawiał ze swym rosyjskim odpowiednikiem Jurijem Uszakowem. Sullivan to już najwyższy szczebel poniżej Bidena.
W czwartek Donfried odwiedziła Brukselę. Wizyta w centrali Unii Europejskiej miała potwierdzić, że sojusznicy Stanów Zjednoczonych na Starym Kontynencie będą z nimi solidarni w polityce wobec ukraińskiego kryzysu. W Brukseli Amerykanka rozmawiała m.in. z polskim wiceministrem spraw zagranicznych Marcinem Przydaczem. Trasa jej europejskiej podróży nie objęła Warszawy, czemu trudno się dziwić – Polska nie uczestniczy w rozmowach na temat Ukrainy w czworokącie normandzkim (Rosja, Ukraina, Niemcy, Francja) – ale tematem spotkania z Przydaczem była sytuacja na ukraińskiej granicy i rosyjskie zagrożenie na wschodniej flance NATO.
Putin, przypomnijmy, domaga się ostatnio pisemnej deklaracji sojuszu, że nie będzie się dalej rozszerzał na wschód. Zaproszenie Ukrainy do NATO byłoby – ostrzegał – przekroczeniem „czerwonej linii”. W odpowiedzi administracja USA oświadczyła to samo, co powtarza zawsze – Rosja nie ma prawa weta co do tego, kto będzie członkiem sojuszu.
Świerczyński: Ukraińska wrzutka Putina. Czy NATO da się skusić?
Inwazja Rosji jest do pomyślenia
Nie wiemy na razie, co dokładnie powiedziała Donfried swym rozmówcom w Kijowie i Moskwie i jaki był przebieg jej spotkań w Brukseli. Prof. Uniwersytetu Georgetown Charles Kupchan, były doradca Clintona i Obamy ds. europejskich, uważa jednak, że jej podróż sama w sobie miała sens jako ostrzeżenie dla Moskwy. „Symbolika tych wizyt jest równie ważna co ich treść – jako demonstracja dla Rosji, że Waszyngton jest mocno zaangażowany w te dyplomatyczne działania. Może nic z nich nie wyjdzie, ale należy próbować”, mówi ekspert. Główne znaczenie wizyt Donfried polega na tym, że USA, które za kadencji Trumpa nie interesowały się dyplomacją w sprawie Ukrainy i pozostawiały ją krajom europejskim, pragną aktywnie w niej uczestniczyć. Trump gotów był nawet wstrzymać dostawy broni dla Ukrainy, domagając się w zamian wszczęcia śledztwa przeciw synowi Bidena, który robił tam interesy, ale wycofał się z tego pod naciskiem Kongresu.
W USA pojawiają się komentarze, że Putin tak naprawdę nie planuje frontalnej inwazji Ukrainy (po aneksji Krymu i pomocy prorosyjskim separatystom w zajęciu Donbasu), gdyż wojna byłaby dla niego zbyt kosztowna militarnie (straty własne), ekonomicznie (sankcje) i politycznie (groźba fermentu w kraju, tak jak po inwazji Afganistanu przez ZSRR). Według ekspertów takich jak emerytowany generał Jack Keane głównym celem rozmieszczenia wojsk na granicy z Ukrainą jest wywarcie presji na USA i cały Zachód, aby poczyniły istotne ustępstwa. Innymi słowy, rosyjski prezydent blefuje. Ale to tylko spekulacje. „Nie wiemy, jakie są motywy Putina. Inwazja jest do pomyślenia”, mówi Kupchan.
Czytaj też: Rosja u granic Ukrainy. Co może zrobić Biden?
Czy Zachód oprze się presji Putina?
Koncesje, o które Putinowi chodzi, to naturalnie obietnica nieprzyjęcia Ukrainy do NATO. Biden wyraźnie dał mu do zrozumienia, że Ameryka pod jego kierownictwem nie pójdzie na wojnę w obronie Ukraińców. Z drugiej strony rząd USA w 2008 r. obiecał Ukrainie, że jej członkostwo w sojuszu nie jest wykluczone, i włączył ją do programów partnerstwa, które pozwalają aspirującym do NATO krajom korzystać z pomocy w postaci dostaw broni i sprzętu oraz szkolenia wojsk przez amerykańskich specjalistów. Zełenski nalega szczególnie na tego rodzaju wojskową pomoc, uważając ją za silniejszy wyraz wsparcia niż zapowiedź sankcji.
Czytaj też: Ukraina stawia na NATO w grze z Rosją
Dostawy nowoczesnej amerykańskiej broni na Ukrainę i wspólne ćwiczenia także wywołują furię Putina, który twierdzi, że Ameryka i NATO starają się Rosję „otoczyć”. Trudno ocenić, czy sam wierzy, że Zachód jest dziś realnym, fizycznym zagrożeniem dla Rosji, ale argumenty jego propagandy w tym duchu mogą trafiać na podatny grunt w kraju, który przeżył kilka inwazji z Zachodu (Polska w XVII w., Napoleon, Hitler), i podsycać nacjonalistyczną paranoję zagrożenia, a w konsekwencji impulsy agresji. Putin w każdym razie domaga się nie tylko skreślenia Ukrainy z listy zaproszeń do NATO, lecz również rezygnacji z dozbrajania tego kraju. Pytanie, czy Waszyngton i jego europejscy sojusznicy oprą się i takim żądaniom.