Świat

Między Rosją a Zachodem. Indie niepokoją: grają na dwa fronty

Władimir Putin przyleciał do Delhi na krótko – po kilku godzinach rozmów i kolacji wrócił na Kreml. Władimir Putin przyleciał do Delhi na krótko – po kilku godzinach rozmów i kolacji wrócił na Kreml. Mikhail Klimentyev / TASS / Forum
Premier Narendra Modi tańczy na linie, próbując zachować przyjaźń USA i odciągnąć Putina od Pekinu. A kordialne stosunki Delhi i Kremla niepokoją obserwatorów na Zachodzie.

To była dopiero druga wizyta zagraniczna Władimira Putina od początku pandemii. Przyleciał do Delhi na krótko – po kilku godzinach rozmów i kolacji wrócił na Kreml. Nie przeszkodziło to prorządowym indyjskim mediom w podbijaniu wagi spotkania. Zaczęło się serdecznie, od lubianych przez Narendrę Modiego gestów: mocnych uścisków dłoni i przyjacielskich objęć, wymienianych z uśmiechem na trawniku z reprezentacyjną bryłą Hyderabad House w tle. Budynek zaprojektował brytyjski architekt Edwin Lutyens, którego inne osiągnięcia indyjski premier kazał ostatnio w New Delhi wyburzyć i ulepszyć pod pretekstem unowocześnienia prac parlamentu, a de facto w nacjonalistycznym nurcie odcinania się od kolonialnej przeszłości.

Putin maszerował przed kamerami dziarsko, a podczas oficjalnej części spotkania zachowywał się bardzo swobodnie. Obaj liderzy podkreślali, że kraje łączy długa i stabilna przyjaźń, obaj deklarowali, jak planują ją teraz rozwijać – w handlu, zbrojeniach i walce z terroryzmem. Zapowiedzieli zwiększenie wymiany handlowej, start produkcji rosyjskich karabinów AK-203 w Indiach, zakup rosyjskiego systemu obrony rakietowej S-400 i wspólną pomoc humanitarną dla Afganistanu. Ale ile treści jest w tych symbolicznych umowach?

Czytaj też: Indie obierają niebezpiecznie nacjonalistyczny kurs

Putin i Modi lubią się i spotykają

To pierwsza osobista rozmowa Putina i Modiego od 2019 r., gdy widzieli się na szczycie grupy BRIC w Brasilii. A historia ich spotkań jest bogata – rozmawiali wcześniej aż 19 razy. Nie jest tajemnicą, że się lubią i sporo ich łączy. Były agent i były organizator prawicowych radykałów, obaj karmią swych wyborców populistycznymi obietnicami o powrocie do wielkości i przywróceniu złotej ery. Obaj nie cierpią wolnych mediów – ostatnio Modi przebija nawet Putina w bezwstydnym eliminowaniu niewygodnych dziennikarzy, Indie są dziś jednym z najniebezpieczniejszych krajów do pracy dla tej grupy zawodowej. O ile putinowskie konferencje prasowe to kontrolowane spektakle, o tyle Modi w ogóle nie zawraca sobie nimi głowy – wszystko, co ma do powiedzenia, nadaje we własnych kanałach społecznościowych, ma nawet aplikację NaMo.

Poza zbliżonymi ambicjami Indie i Rosja mają teraz także podobne strapienia. Zmiany w geopolitycznym układzie sił grożą im marginalizacją – rosnąca potęga Chin, amerykańskie wycofanie, pandemia i destabilizacja Afganistanu mają kluczowe znaczenie dla pozycji obu kolosów na glinianych nogach. Ale też wiele je dzieli, a im więcej było podczas wizyty Putina w Delhi słów, tym mniej przystawały do faktów i liczb obrazujących realną skalę relacji tych krajów.

Czytaj też: Indie duszą się od smogu

Biden ręki Modiemu nie podał

Roczna wymiana handlowa Indii z USA jest warta 80 mld dol., to prawie dziesięć razy więcej niż handel z Rosją. Ameryka jest ich największym partnerem handlowym, Rosja pozostaje na odległej 25. pozycji. Jeszcze przed dekadą Hindusi realizowali u Rosjan aż 70 proc. kontraktów zbrojeniowych, ale od kilku lat starają się różnicować zakupy – rosyjskie udziały spadły do 45 proc. A mają jeszcze zmaleć.

Kordialne stosunki Delhi i Kremla niepokoją jednak obserwatorów na Zachodzie, słusznie wskazujących, że Indie dryfują dziś w kierunku antydemokratycznym – pogarszająca się kondycja gospodarki idzie w parze ze wzmożeniem populizmu, podsycaniem nienawiści na tle etnicznym i religijnym, pogromami mniejszości i ograniczaniem wolności obywatelskich. W tych aspektach Modiemu zdecydowanie bliżej do Putina niż Joe Bidena. Zresztą, jeśli porównać wizytę rosyjskiego przywódcy w Indiach z niedawną wizytą Modiego w Białym Domu i rozmowy z Bidenem oraz wiceprezydentką Kamalą Harris, temperatura i atmosfera w USA były znacznie chłodniejsze. Procedury antycovidowe wykluczały uśmiechy i uściski, ale i chęci ku nim nie było.

Biden nie zapomniał, jak ochoczo Modi fraternizował się z Donaldem Trumpem i podniecał tłumy przemówieniem w Madison Square Garden. Z nim Modiemu nie poszło tak gładko – spotkanie ograniczyło się do staromodnej dyplomacji, pragmatycznych rozmów, na koniec okraszonych przez Harris uwagami sugerującymi niezadowolenie z tego, że Indie nie wypełniają demokratycznej misji ani we własnych granicach, ani w regionie.

Ameryka na Indo-Pacyficznym podwórku

Przez lata amerykańska życzliwość dla Indii zasadzała się na potrzebie budowania w Azji demokratycznej przeciwwagi dla centralistycznego modelu chińskiego. Indie, najludniejsza demokracja świata, miały świecić przykładem, budować wokół koalicję krajów mniejszych i słabszych, ale dążących ku liberalnym ideałom. Delhi miało być np. parasolem dla Filipin, Korei Południowej czy Wietnamu wobec chińskiego ekspansjonizmu na wodach Morza Południowochińskiego, a także agentem prodemokratycznych zmian w Birmie czy Bangladeszu. Wszędzie okazały się słabe, spóźnione i niekonkurencyjne wobec szybkiej chińskiej dyplomacji podlewanej sowitymi inwestycjami. Efekt jest taki, że na wyrysowanym przez Amerykanów Indo-Pacyficznym podwórku najwięcej do powiedzenia ma dziś Pekin, o ile to podwórko na pewno istnieje.

Dlatego Joe Biden nie wypowiedział standardowych przy okazji takich spotkań fraz o łączących kraje wartościach, a Harris przemyciła nieco dziegciu. Atrakcyjność Modiego dla Amerykanów spadła także z powodów gospodarczych. Jeszcze kilka lat temu objeżdżał USA i Europę, zapraszając: „Produkujcie w Indiach!”, ale ich infrastrukturalne zapóźnienia podważyły sens tych słów, a w pandemicznych realiach przerwanych globalnych łańcuchów produkcji i zaopatrzenia wytwarzanie czegokolwiek poza USA brzmi teraz jak kiepska propozycja.

Zobacz też: Indyjski system kastowy

Indie między Wschodem a Zachodem

To Modi potrzebuje Amerykanów. I de facto trzyma się ich, podczas gdy Putin odpływa w kierunku Chin. Właśnie na powstrzymaniu go przed zbytnim zbliżeniem z Pekinem tak bardzo zależy Modiemu. Stąd pochlebiająca Kremlowi decyzja o produkowaniu AK-203 nad Gangesem czy zakup systemu rakietowego. Gest ten pogwałca co prawda wydany przez USA zakaz kupowania broni od Rosji, Korei Północnej i Iranu. Ale czy przechyla szalę indyjskich sojuszy na stronę Kremla? Wydaje się raczej jedną decyzją, obliczoną także na reakcję krajowego elektoratu. Modi postawił sobie trudne zadanie balansowania na linie pomiędzy USA a Rosją, choć jego największym zmartwieniem pozostają Chińczycy, z którymi wikła się w coraz ostrzejsze konflikty – w ubiegłym roku w Ladakhu doszło do poważnej wymiany ognia, zginęło 20 indyjskich żołnierzy, ofiary ponieśli też Chińczycy. W takich zderzeniach Modi nie może liczyć na Putina, który apele o wsparcie ignoruje.

Gra w półdystansie – spotkania to z Bidenem, to z Putinem – tylko z pozoru nawiązują do indyjskiej strategii nieangażowania się i dywersyfikacji sojuszy. W gruncie rzeczy to relacje z USA decydują o notowaniach Indii. Nagłe wycofanie wojsk amerykańskich z Afganistanu dobrze to pokazuje – Hindusi z dnia na dzień stracili tam wpływy, a umocniła się pozycja Pakistanu wspieranego przez Chiny.

Z kolegą z Kremla miło się gawędzi

Spotkanie z Putinem i odmieniana przez wszystkie przypadki konieczność obrony przed międzynarodowym terroryzmem świadczy o tym, że Modi stara się zabezpieczyć. Poprzednim razem rozkwit terroryzmu na pograniczu Afganistanu z Pakistanem skończył się krwawymi zamachami w Bombaju w 2008 r. A wywołana nimi frustracja pomogła wynieść Modiego do władzy. Na fotelu premiera zasiadał jako światły entuzjasta biznesu, miał szeroko otworzyć kraj na kapitalizm – Zachód dał mu więc fory i kredyt zaufania.

Dziś rządzi jako skrajny nacjonalista uprawiający cyniczne gry na gospodarczych zgliszczach, a na światowej szachownicy jest zmuszony do wysłuchiwania upomnień od waszyngtońskiego brata, mimo że tak dobrze mu się gawędzi z kolegą z Kremla. Wciąż jednak co innego śnić o potędze, a co innego nią być.

Czytaj też: Indie – ofensywa młodości

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Sport

Kryzys Igi: jak głęboki? Wersje zdarzeń są dwie. Po długiej przerwie Polka wraca na kort

Iga Świątek wraca na korty po dwumiesięcznym niebycie na prestiżowy turniej mistrzyń. Towarzyszy jej nowy belgijski trener, lecz przede wszystkim pytania: co się stało i jak ta nieobecność z własnego wyboru jej się przysłużyła?

Marcin Piątek
02.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną