Świat

Protesty na Kubie. Władze pokazują siłę i oskarżają Jankesów

Kubańskie służby aresztują uczestnika demonstracji w parku El Quijote w Hawanie, gdzie Yunior Garcia, dysydent i lider ruchu Archipielago, zwołał protest na 15 listopada. Kubańskie służby aresztują uczestnika demonstracji w parku El Quijote w Hawanie, gdzie Yunior Garcia, dysydent i lider ruchu Archipielago, zwołał protest na 15 listopada. Yamil LAGE / AFP / East News
Otwarcie kraju dla turystów miało być pretekstem dla nowych demonstracji przeciw komunistycznym władzom. Tym razem rząd zdusił je w zarodku, zapobiegawczo wtrącając opozycję do więzień.

Zapowiedzi rozpowszechniane w mediach społecznościowych i pocztą pantoflową brzmiały bardzo szumnie. Przeciwnicy reżimu spodziewali się nawet kilkunastotysięcznych tłumów na ulicach Hawany. Na największym opozycyjnym forum w kubańskim internecie – prywatnej grupie facebookowej o nazwie Archipiélago – dało się wyczuć bojowy nastrój. I przekonanie, że tym razem, podobnie jak w lipcu, ludzie masowo wyrażą niezadowolenie z sytuacji politycznej i ekonomicznej.

A jest bardzo źle. Zamknięcie wyspy dla turystów (pandemia) oznaczało praktycznie całkowite odcięcie gospodarki od dewiz, a wielu tzw. cuentapropistas, zalegalizowanych przez prezydenta Miguela Díaz Canela drobnych przedsiębiorców, wróciło do szarej strefy. Kwitł też przemyt dóbr z Meksyku i innych krajów Ameryki Centralnej – zwłaszcza środków sanitarnych. Do tego galopująca inflacja, spadająca wydajność rolnictwa, majacząca na horyzoncie klęska głodu i problemy z zaopatrzeniem sprawiły, że wyspa stanęła na progu totalnego kryzysu.

Czytaj też: Kuba bez Castro

Kuba. Więzieni za protest

Nie przypadkiem protesty zwołano na 15 listopada. To pierwszy dzień po otwarciu kraju dla turystów i rocznica założenia stolicy. Opozycyjni przywódcy liczyli, że dzięki temu łatwiej będzie o międzynarodowy rozgłos, a rządowi trudniej będzie spacyfikować demonstracje siłą.

Reklama