Wiadomo niestety, że nasze władze nie tylko nie dopuszczają pomocy humanitarnej do nieszczęśników na granicy polsko-białoruskiej, a jeszcze nękają i zastraszają porządnych ludzi, którzy starają się działać na własną rękę. Niedawno dwie dzielne wolontariuszki z pozarządowych organizacji udzieliły pomocy ciężko chorej kobiecie, wezwana karetka odwiozła ją do szpitala, ale straż graniczna wlepiła Polkom mandat karny, a co gorsza, sąd w Sokółce – rzekomo w majestacie prawa – nie uchylił tej grzywny.
W podobnym postępowaniu decyzja sądowa w Polsce jest już niezaskarżalna. Jak się ma do tego artykuł kodeksu karnego (162) przewidujący surową karę dla każdego, kto – uwaga – nie udzieli pomocy człowiekowi znajdującemu się w położeniu grożącym utratą życia albo ciężkim uszczerbkiem na zdrowiu – naprawdę trudno pojąć.
Czytaj też: Zbrodnia na granicy. Będzie skarga do Trybunału w Hadze
Osiem miesięcy za pomoc uchodźcom
Chcę przypomnieć podobne zdarzenia z Alp Nadmorskich na pograniczu Francji i Włoch. To teren trudny, zwłaszcza w zimie; temperatury tam spadają znacznie niżej niż na granicy białoruskiej. Kilka tysięcy uciekinierów z krajów afrykańskich, nieraz odległych o tysiące kilometrów, od lat próbuje przedostać się tamtędy do wymarzonej Francji albo Wielkiej Brytanii. W 2016 r. zetknąłem się ze sprawą 37-letniego wówczas