Świat

Zatrzymać wylesianie do 2030 r. Bolsonaro obiecuje czy blefuje?

Wypalanie lasów przez rolników w Amazonii jest poważnym problemem. Wypalanie lasów przez rolników w Amazonii jest poważnym problemem. Ricardo Moraes / Reuters / Forum
Prezydent Brazylii podpisał się pod wspólną deklaracją na szczycie klimatycznym COP26 w Glasgow i zapowiedział zakończenie procesu deforestacji w swoim kraju do 2030 r. Problem w tym, że rzadko wywiązuje się z obietnic.

Jair Bolsonaro, pierwszy drwal półkuli zachodniej, znany z pogardy dla środowiska, powinien prędzej taką deklarację wyśmiać, niż się pod nią podpisać. Na pierwszy rzut oka bliżej mu przecież do politycznego wzorca Donalda Trumpa, który wyprowadził USA z porozumienia paryskiego, niż do progresywnych liderów w typie Emmanuela Macrona, zatroskanych losem drzew i zwierząt. Prezydent Francji jest tu zresztą przywoływany nie przez przypadek, bo kiedy dwa lata temu rekordowe pożary niszczyły lasy Amazonii, to właśnie on prowadził międzynarodową koalicję, oferując Brazylii pomoc finansową i wojskową. Bolsonaro demonstracyjnie odmówił, krzycząc do mikrofonów telewizyjnych, że to, co dzieje się w dżungli, to wewnętrzna sprawa jego kraju. A kto w nie ingeruje, narusza jego suwerenność.

Czytaj też: Bolsonaro oskarżony o zbrodnie przeciwko ludzkości

Deforestacja deforestacji nierówna

Czy od tego czasu miał miejsce jakiś gigantyczny zwrot w jego paradygmacie? Czy zaczął bać się presji międzynarodowej? Przeciwnie, jego polityka jest coraz bardziej radykalna, w poważaniu ma już fundamenty demokratycznego ustroju, a Amazonia to dla niego nadal głównie obszar inwestycyjny, a nie chroniony. Skąd zatem podpis „Trumpa tropików” pod deklaracją, w której liderzy 110 państw zobowiązują się zatrzymać wylesianie do 2030 r.?

Nie jest to bynajmniej przejaw niezdrowego cynizmu, tylko realistyczna ocena jego politycznej strategii. Po pierwsze, Bolsonaro miał małe pole manewru. Stracił w tej sprawie największego poplecznika i adwokata, a nowa administracja w Białym Domu jest nastawiona na walkę z katastrofą klimatyczną bardziej niż jakakolwiek w historii. W dodatku do chóru obrońców środowiska dołączyły nawet państwa niedemokratyczne, jak Chiny, oraz znacznie od Brazylii uboższe, jak Demokratyczna Republika Konga.

Łącznie państwa podpisane pod deklaracją mają na swoich terytoriach 85 proc. wszystkich obszarów leśnych na planecie. Warto jednak podkreślić, że choć dokument mówi o konieczności „zatrzymania wycinki lasów i degradacji środowiska” do 2030 r. i regeneracji tych terenów, to deforestacja deforestacji nierówna. W niektórych miejscach, jak Wielka Brytania, ma miejsce głównie z powodu ekspansji przemysłu – legalnej, choć kontrowersyjnej. Rumunia, gdzie według różnych szacunków nawet co czwarta deska pochodzi z nielegalnie ściętego drzewa, walczy z deforestacją Karpat jako skutkiem korupcji i działalności grup przestępczych.

Są na świecie też miejsca takie jak Chile, gdzie wycinka odbywa się przy okazji grabieży ziem rdzennych mieszkańców – Mapuczy. I wreszcie jest Brazylia, gdzie do wylesiania zachęca prezydent, a drzewa wycinają – bo mogą – wszyscy. Firmy i prywatni rolnicy, działające legalnie podmioty i przestępcy, przedstawiciele całej masy różnych sektorów gospodarki.

Edwin Bendyk: COP26. Szczyt ostatniej szansy czy szansy zmarnowanej?

Jair Bolsonaro walczy o reelekcję

Bolsonaro podpisał deklarację z COP26 też ze względu na kryzys w kraju. I tu też specjalnie nie różni się od swoich zagranicznych idoli. Cechą typową populistycznych liderów jest formułowanie instrumentów polityki zagranicznej w taki sposób, by sprawiały wrażenie dyplomatycznych zagrań, choć tak naprawdę ich wektor skierowany jest do wewnątrz. Nie inaczej jest w tym przypadku.

Ubiegający się o reelekcję prawicowy radykał (wybory za rok) jest w bardzo trudnym położeniu, pali mu się grunt pod nogami praktycznie na każdym froncie. W ubiegłym tygodniu senat poparł postawienie mu zarzutów kryminalnych w sprawie jego strategii pandemicznej – zdaniem śledczych z niezależnej komisji parlamentarnej Bolsonaro jest winny „zbiorowego morderstwa” Brazylijczyków, którzy nie umarliby, gdyby nie zaniechania rządu i lekceważenie zarazy przez prezydenta.

Równolegle toczy się przeciw niemu postępowanie w sprawie korupcji przy zakupie szczepionek na covid, a jego rodzina jest na celowniku prokuratury w związku ze skandalem defraudowania publicznych pieniędzy w biurach senatorskich. W dodatku nie popiera go już nawet lojalna dotychczas klasa średnia, odczuwająca skutki stagnacji, niższych wpływów z eksportu i rosnącej inflacji. Ostatni raz odsetek pozytywnych ocen polityki prezydenta przewyższał negatywny w grudniu ubiegłego roku. Wszystkie te elementy składają się na mocno niekorzystny punkt wyjścia do kampanii o drugą kadencję.

Artur Domosławski: Paradoksy rasy w Brazylii

Wycinka w Amazonii

Czy świat, a przede wszystkim brazylijscy wyborcy uwierzą w przemianę Bolsonaro? Tego przewidzieć nie sposób, ale dane i dotychczasowa polityka prezydenta wskazują, że raczej w Glasgow blefował. Jego administracja, głównie wiceprezydent Hamilton Mourão, cały czas podkreśla, że będzie walczyć zwłaszcza z nielegalnym wylesianiem. Nic nie mówi natomiast o zmianie polityki ekonomicznej wobec Amazonii, która jest powodem znacznie większych strat w drzewostanie. Puszcza traci kolejne obszary, bo za rządów Bolsonaro coraz łatwiej robić to legalnie. Koncesje bez problemu dostają koncerny wydobywcze, meblarskie, rolnicze czy papierowe, wycinające więcej drzew niż pojedynczy hodowcy bydła.

Co więcej, nie do końca wiadomo, jak walka nawet z tą kryminalną częścią deforestacji miałaby zostać wygrana, skoro walczyć nie ma komu. Jedną z pierwszych decyzji Bolsonaro po przejęciu władzy w styczniu 2019 r. było ograniczenie budżetu delegatur terenowych ministerstwa środowiska o 98 proc. Podobnie niedofinansowane są policja i inne służby mające chronić środowisko. Żeby spełnić obietnicę, prezydent musiałby odwrócić własną politykę i naprawić jej skutki. Trudno na to liczyć.

Wreszcie o co najmniej ambiwalentnym stosunku „Trumpa tropików” do deforestacji świadczą liczby. Już wcześniej jego administracja zobowiązała się do trzymania wycinki lasów na poziomie 3925 km kw. rocznie. Tylko w 2020 r. z obszarów dżungli zniknęło jednak 10 800 km kw.

Czytaj też: Czy Bolsonaro dokona zamachu stanu?

COP26. Bolsonaro kupił sobie czas

Bolsonaro niejednokrotnie pokazał, że niespecjalnym szacunkiem darzy literę prawa – nawet tego, którego sam jest autorem. Naprawdę trudno się spodziewać, że tym razem będzie inaczej. Natychmiast po podpisaniu deklaracji COP26 pojawiły się krytyczne komentarze, m.in. ze strony Human Rights Watch. Sceptycy mówią wprost: dopóki w Brazylii nie zmieni się władza lub nad obecną nie zostanie zamontowany nadzór międzynarodowy, na koniec deforestacji nie ma co liczyć.

A zegar tyka. Czasu coraz mniej. Problem w tym, że jedynym, który kupił go sobie więcej, jest w całej tej układance właśnie Jair Bolsonaro.

Czytaj też: COP26 w Glasgow. Czy najwięksi truciciele wcisną hamulec?

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Sport

Kryzys Igi: jak głęboki? Wersje zdarzeń są dwie. Po długiej przerwie Polka wraca na kort

Iga Świątek wraca na korty po dwumiesięcznym niebycie na prestiżowy turniej mistrzyń. Towarzyszy jej nowy belgijski trener, lecz przede wszystkim pytania: co się stało i jak ta nieobecność z własnego wyboru jej się przysłużyła?

Marcin Piątek
02.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną