Dokładnie 105 państw z dołu listy globalnej zamożności ma szanse na tanią produkcję pigułki pomocnej w leczeniu covidu. Koncern farmaceutyczny Merck przekazał im nieodpłatną licencję na środek molnupiravir, pierwotnie wymierzony w wirusy grypy. Podany wkrótce po zakażeniu SARS-CoV-2 ma o połowę zmniejszać liczbę hospitalizacji i liczbę zgonów w grupach największego ryzyka. W krajach na dorobku pięciodniowa terapia może kosztować od 8 do 20 dol., za to w najbogatszych dziesiątki razy więcej, np. Stany Zjednoczone zgodziły się zapłacić 712 dol.
Testy kliniczne molnupiraviru wypadały tak dobrze, że niezależni eksperci nadzorujący badania kazali kończyć je przed czasem. Swoje werdykty amerykańska i europejska agencja leków mają wydać jeszcze w tym roku. Przekazanie licencji odbywa się za pośrednictwem wspieranej przez WHO i ONZ puli patentów leków (Medicines Patent Pool), przed pandemią jej celem było przede wszystkim uwspólnianie praw patentowych i zbijanie cen terapii przeciw HIV, zapaleniu wątroby typu C i gruźlicy. Przy czym licencja Mercka nie jest doskonała. Organizacja Lekarze bez Granic zwraca uwagę, że ułatwieniem nie objęto szeregu ludnych krajów o przeciętnych dochodach i marnej opiece zdrowotnej, takich jak Chiny i np. Rosja zmagająca się obecnie z rekordowo wysoką falą zachorowań i zgonów.
Merckowi w przeszłości zdarzały się grzechy popełniane przez koncerny z branży farmaceutycznej. M.in. na przełomie wieków nie chciał obniżać cen na leki przeciw HIV. Tamte doświadczenia miały sprawić, że dziś – inaczej niż Pfizer i Moderna, które nadal nie chcą się dzielić przepisami na swoje szczepionki – deklaruje, że każdego potencjalnego producenta wesprze przy transferze technologii. Na razie zwróciło się o nią ponad 50 firm z całego świata.