Od lat większość zabytkowych świątyń na prowincji świeci pustką. Wielobarwne witraże obrastają pajęczynami. Życie parafialne społeczności lokalnych jest marginalne lub nie istnieje. Nic dziwnego, że niekiedy duchowni, szukając jakiejkolwiek bezpośredniej więzi z wiernymi, po niedzielnej mszy czatują na nich przy wyjściu ze świątyni, gdzie próbują urządzać dodatkowe pogawędki z poczęstunkiem.
„Czy katolicyzm ma jeszcze jakąś przyszłość we Francji?” – tak zatytułował swoją najnowszą książkę historyk Guillaume Cuchet. Tytuł nie jest wyłącznie marketingową prowokacją – już w latach 80. zadawano podobne pytanie: „Czy Kościół we Francji spadł na samo dno?”. Według danych przytaczanych m.in. przez Cucheta proces odchodzenia od Kościoła katolickiego przybrał na sile w latach 60. i nie wyhamowuje.
W 1965 r. 94 proc. dzieci było ochrzczonych, obecnie to zaledwie jedna trzecia. Ale to jeszcze nic: w połowie lat 60. na cotygodniowych niedzielnych mszach pojawiało się 25 proc. Francuzów, dziś – 2 proc.! I to więcej w miastach niż na prowincji. Inny wielki problem francuskiego Kościoła, czyli dramatyczny spadek powołań, od dekad usiłuje się rozwiązywać tzw. importem księży z różnych stron świata.
Dopiero taki obraz Francji, najstarszej córy Kościoła, pozwoli uchwycić znaczenie głośnego już raportu o nadużyciach seksualnych katolickich w tym kraju.
Wstyd i obrzydzenie
Raport dotyczący okresu 1950–2020 przygotował interdyscyplinarny zespół pod kierownictwem wysokiej rangi urzędnika państwowego Jean-Marca Sauvé’a. 72-latek w młodości rozważał wstąpienie do seminarium, ostatecznie wybrał karierę w administracji, gdzie zyskał opinię człowieka uczciwego i niezależnego. Gdy tylko przeszedł na emeryturę, francuski episkopat poprosił go o pomoc w skompletowaniu zespołu i przygotowaniu samego raportu.