Francja, która od 1 stycznia obejmuje przewodnictwo Unii, chciałaby wśród innych osiągnięć pozostawić po sobie wspólną wtyczkę do smartfona. Taki symbol unifikacji – i ukłon w stronę milionów unijnych konsumentów – bardzo przydałby się też prezydentowi Emmanuelowi Macronowi, którego czeka ciężka walka o reelekcję. A pora byłaby najwyższa: pierwsze prace nad wprowadzeniem standardowego portu do zasilania telefonów komórkowych Bruksela zaczęła w 2009 r. Branża miała dokonać samoregulacji i postęp rzeczywiście nastąpił: z 30 ówczesnych typów gniazdek i ładowarek do dziś przetrwały trzy. Smartfony z Androidem stosują port USB-C, a dominujący na rynku Apple ma swoje końcówki typu Lightning. Kiedy przed rokiem europarlamentarzyści domagali się przyspieszenia unifikacji i wskazywali jako zwycięzcę port USB-C, wszyscy producenci zareagowali pozytywnie… Poza Apple, które uznało, że taki wspólny standard zabiłby innowacyjność i w istocie zaszkodził interesom konsumentów.
Teraz Komisja przechodzi do czynu: projekt dyrektywy przewiduje wprowadzenie wspólnej wtyczki i jednego typu ładowarki dla całej Unii (a gdyby producent upierał się przy swoim, musi zastosować w urządzeniu dwa gniazdka). Ładowarek nie będzie można sprzedawać razem z telefonem i taka sama powinna obsłużyć także tablety, aparaty fotograficzne, słuchawki, głośniki i konsole do gier. Thierry Breton, komisarz od rynku wewnętrznego, wskazuje głównie na czynnik ekologiczny. Obywatele Unii co roku wydają na ładowarki 2,4 mld euro i wyrzucają do śmieci 11 tys. ton starych. Jeśli Parlament i Rada nie będą przesadnie zwlekać, dyrektywa może wejść w życie w połowie przyszłego roku. Do tego trzeba dołożyć dwa lata na jej wdrożenie i tyle samo okresu przejściowego dla producentów. Apple się zżyma, że rozwiązanie, które ma oszczędzać środowisko, najpierw zaowocuje górą bezużytecznych ładowarek, ale w swoich nowych iPadach i MacBookach już stosuje wejście USB-C.