Świat

Wybory w Rosji. Największe starcie rozgrywa się w sieci

Władze Rosji walczą z „inteligentnym głosowaniem” w internecie. Władze Rosji walczą z „inteligentnym głosowaniem” w internecie. Natalia Kolesnikova / AFP / East News
Władze Rosji walczą z „inteligentnym głosowaniem”, pomysłem więzionego w kolonii karnej Aleksieja Nawalnego. Faktyczna walka wyborcza przeniosła się więc do internetu. Kreml ma przewagę, lecz opozycja nie odpuszcza.

Od piątku do niedzieli 17–19 września Rosjanie głosują w wyborach do Dumy Państwowej. Wyniki w zasadzie już są znane: bez względu na skalę niechęci i krytyki wobec partii władzy zwycięży Jedna Rosja. Do Dumy wejdą jeszcze pozostałe trzy frakcje: komuniści Zjuganowa, populiści Żyrinowskiego oraz Sprawiedliwa Rosja. Bardzo prawdopodobne, że dołączy do nich bliska Kremlowi liberalna formacja Nowi Ludzie.

Wybory w Rosji. Jak odsunąć opozycję

Na drodze do sukcesu stoi jednak opozycja, której Kreml za wszelką cenę starał się nie dopuścić do wyborów. Na początku roku do kolonii karnej trafił jej lider Aleksiej Nawalny. Później jego sztaby i Fundację Walki z Korupcją wpisano na listę organizacji terrorystycznych i ekstremistycznych, co skutkuje zakazem jakiejkolwiek działalności politycznej. Krytyczne media uznano formalnie za „agentów zagranicznych”, a ponad 30 instytucji społeczeństwa obywatelskiego – za „organizacje niepożądane”. Opozycjoniści nie zostali dopuszczeni do wyborów, więc marsz Jednej Rosji do zwycięstwa nie powinien być trudny.

Kłopot w tym, że choć struktury Nawalnego zostały rozbite, a środowisko zdziesiątkowane, to idea pozostała. Walka z „inteligentnym głosowaniem” – pomysłem Nawalnego – to dziś zatem główny cel władz. Zwłaszcza w sieci, bo to tam przeniosło się faktyczne wyborcze starcie. Jego wyniki są ważne dla obu stron. Dla Kremla to pierwszy test po masowych protestach z początku roku, a dla opozycji sprawdzian, czy w Rosji zakorzeniły się podstawy myślenia obywatelskiego.

Czytaj też: Jak Nawalny ośmieszył Putina

„Inteligentne głosowanie”. Czyli jakie?

Głównym przejawem tego myślenia jest właśnie „inteligentne głosowanie”. Prostota strategii polega na tym, że wystarczy wskazać tego niekremlowskiego kandydata, który ma największe szanse pozbawić mandatu jedinorosa, czyli członka Jednej Rosji. Nie musi to być „nawalnista”, tj. zwolennik Nawalnego, byle byłby to polityk spoza partii władzy. Przed wyborami opublikowano w sieci listę 1234 nazwisk rekomendowanych w ramach akcji „mądrego głosowania”. Ponad połowa to kandydaci Partii Komunistycznej, więc to na jej wynik należy zwrócić szczególną uwagę.

Współpracownicy Nawalnego opublikowali tę listę trzy dni przed wyborami, a już wieczorem dzień później stronę i kanał na Telegramie zaatakowali hakerzy. Gdy dane przeniesiono na Google Docs, władze zablokowały i to narzędzie. O blokadzie poinformowały grupy monitorujące dostęp do internetu w Rosji: GlobalCheck i Roskomsvoboda. Nawalniści znów więc przenieśli listę, tym razem na Git-Hub. Rosyjski regulator zaprzecza, jakoby sterował internetem – jeszcze 16 września oświadczył, że „serwisy internetowe, o których mowa, są dostępne na terytorium Federacji Rosyjskiej”.

Czytaj też: Co naprawdę przydarzyło się Nawalnemu?

Nadzór nad rosyjskim internetem

Zmasowana kampania wyborcza to wrzesień, polowanie w sieci trwa jednak znacznie dłużej. Pod pretekstem egzekwowania przepisów o izolacji Runetu władze od dawna blokują poszczególne serwisy, zwłaszcza VPN, umożliwiające szyfrowane połączenie z internetem z dowolnego miejsca na świecie. Już dwa lata temu Roskomnadzor zażądał od niektórych z nich (m.in. HideMy Ass!, Open VPN, Vypr VPN czy TorGuard) przyłączenia się do rządowego systemu „czarnej listy” stron i serwisów blokowanych w Rosji.

„Roskomnadzor szantażuje Google od 2018 r.” – twierdzi Leonid Wołkow, współpracownik Nawalnego. 21 czerwca zażądał od właściciela domeny appspot.com, na której znajduje się strona „inteligentnego głosowania”, wycofania swego wsparcia technicznego, oficjalnie z powodu „nielegalnego dostępu do danych osobowych rosyjskich obywateli”. Za pretekst posłużył donos obywatelski: Andriej Elancew, prawnik z Jekaterynburga, poskarżył się, że „serwery inteligentnego głosowania znajdują się w USA”.

W lipcu Roskomnadzor zablokował w Rosji stronę Nawalnego, 39 jego regionalnych sztabów, a także najbliższych współpracowników Leonida Wołkowa i Ljubow Sobol. Władze wówczas oświadczyły, że „owe źródła internetowe są wykorzystywane w celach propagandowych i prowadzą zakazaną działalność ekstremistyczną”.

Czytaj też: Rosja ocenzuruje internet?

Aplikacja „Nawalny” ma zniknąć

Latem wyciekły też dane osób zarejestrowanych na stronach „mądrego głosowania”. Jak spekulował Kommiersant, mógł do tego doprowadzić nielojalny współpracownik, operator sieci albo był to skutek kradzieży. Do tego ostatniego scenariusza skłania się Siergiej Nienachow, szef audytu w Infosecurity z Softline Group. Z kolei Aleksiej Łukackij, ekspert ds. cyberbezpieczeństwa, zwraca uwagę, że „władza dysponuje systemami Psków, Szerlok czy Posejdon, które pozwalają na identyfikację internautów z bardzo dużą precyzją”. Wiele osób z ujawnionej listy w sierpniu odwiedziła policja. Nie groziła, a uprzejmie prosiła o składanie donosów o nielegalnym pozyskiwaniu danych przez Nawalnego.

Ta ścieżka wydawała się wówczas władzom najskuteczniejsza. 19 sierpnia Roskomnadzor zażądał od Google i Apple usunięcia z ich wirtualnych sklepów aplikacji „Nawalny” z funkcją „mądrego głosowania”. Jak tłumaczono, prokuratura generalna wymaga ograniczenia dostępu do źródeł informacji wszystkim powiązanym z Fundacją Walki z Korupcją, czyli de facto ludziom Nawalnego. W oficjalnym piśmie wyjaśniano, że aplikacja jest wykorzystywana, oczywiście, w celach ekstremistycznych.

Czytaj też: Putin poluje na opozycjonistów. Do czego jeszcze się posunie?

Kreml wskazuje na Pentagon

We wrześniu władze przeszły do ofensywy, grożąc, że odmowa działania – a tak zwykle reagują firmy technologiczne – zostanie uznana za ingerencję w rosyjskie wybory. 10 września do MSZ został wezwany ambasador USA John J. Sullivan. Przedstawiono mu „niezaprzeczalne dowody”, że cyfrowi giganci łamią rosyjskie prawo wyborcze. Nie sprecyzowano, o które firmy chodzi ani o jakie przepisy. Za to Maria Zacharowa, rzeczniczka resortu, zasugerowała na Telegramie, że „inteligentne głosowanie ma związki z Pentagonem”. Władze za popieranie ekstremizmu grożą wielomilionowymi karami i sankcjami karnymi.

Tego samego 10 września sąd wydał zgodę na pięć dni aresztu administracyjnego dla aktywistki z Rostowa nad Donem za „propagowanie symboliki ekstremistycznej”. Czym zawiniła Biełła Nasibian? Opublikowała na Instagramie fotografię z plakatem promującym „inteligentne głosowanie”. W Rosji nie można stosować aresztu administracyjnego wobec osób posiadających dzieci do 14. roku życia. Dlatego już następnego dnia kobietę wypuszczono, a areszt zamieniono na karę 2 tys. rubli (107 zł). Sygnał, jaki władze chciały wysłać użytkownikom mediów społecznościowych, był jednak jasny.

Czytaj też: Car jest dobry, bojarzy są źli. Cztery godziny z Putinem

Czy Rosjanie się odblokują?

Im bliżej wyborów, tym większa presja władz na operatorów sieci. Także rosyjskich. Uległ Yandex, blokując w swojej wyszukiwarce hasło „mądre głosowanie”, otrzymał bowiem jasny komunikat, że alternatywą jest wciągnięcie go na czarną listę. To samo Kreml chciał wymóc na firmach Apple, Google, Cloudflare oraz Disco – i dwie pierwsze usunęły aplikację Nawalnego ze swoich sklepów internetowych.

Walka z „mądrym głosowaniem” może być bronią obusieczną. Może się okazać, że im bardziej władza blokuje internet, tym bardziej odblokowuje Rosjan, zwłaszcza młodych. Zamiast zostać apatycznie w domu i pozwolić wygrać „drużynie Putina”, pójdą do urn i w czarnym dla Kremla scenariuszu zagłosują mądrze. „Władze mają powody do obaw” – komentował dla „New York Timesa” Grigorij Gołosow, petersburski politolog. Sukcesem opozycji będzie już wprowadzenie do Dumy i parlamentów lokalnych kilkunastu polityków z opozycyjnej listy. Byłby to namacalny dowód, że da się skruszyć dominację Kremla, a kropla drąży skałę.

Czytaj też: Kot podjął trop. Bellingcat kontra Putin

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kraj

Interesy Mastalerka: film porażka i układy z Solorzem. „Szykuje ewakuację przed kłopotami”

Marcin Mastalerek, zwany wiceprezydentem, jest także scenarzystą i producentem filmowym. Te filmy nie zarobiły pieniędzy w kinach, ale u państwowych sponsorów. Teraz Masta pisze dla siebie kolejny scenariusz biznesowy i polityczny.

Anna Dąbrowska
15.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną