Przed sądem karnym w Paryżu rozpoczął się dziś proces sprawców najkrwawszego zamachu terrorystycznego we współczesnej historii Francji. 13 listopada 2015 r. zorganizowana grupa fundamentalistów islamskich dopuściła się trzech krwawych czynów. Wieczorem przed podparyskim stadionem Stade de France w Saint Denis wysadziło się trzech samobójców – proces ma wyjaśnić, czy ich celem nie było wejście na sam stadion i zebranie krwawszego żniwa. Niemal w tym samym czasie grupa uzbrojona w broń maszynową weszła podczas koncertu do sali Bataclan w Paryżu i zdołała tam w krótkim czasie zastrzelić ponad sto osób. Zgromadzona publiczność tak była zaskoczona, iż początkowo myślano, że uzbrojeni terroryści są tylko aktorami i częścią spektaklu.
Trzeci zamach tego dnia to strzelanina na tarasach paryskich restauracji. Wydarzenia 13 listopada przyniosły łącznie 130 ofiar śmiertelnych i ponad 400 rannych.
Czytaj także: Emmanuel Macron chce zreformować islam
Tylko jeden bezpośredni sprawca na sali
Władze zadbały, by pod wieloma względami nadać procesowi wyjątkowy charakter. Odbywa się więc w historycznym miejscu: w samym sercu Paryża, na Île de la Cité, wyspie na Sekwanie, tej samej, na której stoi katedra Notre-Dame. W obrębie Pałacu Sprawiedliwości zbudowano dla publiczności specjalną salę z wieloma ekranami. Proces będzie retransmitowany na ekrany do innych sal, ale ze względów bezpieczeństwa – koniecznych kontroli wchodzących osób – i mnogości oskarżycieli i obrońców bezpośredni dostęp do budynków sądowych musi być ograniczony. Krewni ponad setki ofiar, którzy nie będą mogli osobiście przysłuchiwać się rozprawie, mają do dyspozycji kody do osobnej radiowej stacji internetowej z odsłuchem całego przebiegu procesu, który – jak się zakłada – potrwa aż do czerwca przyszłego roku.
Spośród 10 bezpośrednich zamachowców czterech zginęło zaraz tego samego dnia z rąk interweniujących służb bezpieczeństwa, trzech w zamachu samobójczym, dwóch pozostałych zginęło w obławie, wytropionych pięć dni później w podparyskiej kryjówce. Nieżywi nie są rzecz jasna sądzeni. Na sali sądowej znalazł się więc tylko jeden bezpośredni sprawca: Salah Abdeslam, jedyny, który przeżył, ukrywał się, a został ujęty w cztery miesiące po zamachu. Tenże Salah Abdeslam wieczorem 13 listopada pojechał do 18. dzielnicy miasta i – według ówczesnej przechwałki Państwa Islamskiego – miał przeprowadzić kolejny zamach bombowy, ale ostatecznie do niego nie doszło. Według aktu oskarżenia badanie jego pasa z samobójczym ładunkiem wybuchowym wykazało defekt instalacji; sam podejrzany twierdzi dziś, iż od zamiaru przestępczego odstąpił z własnej inicjatywy.
Czytaj także: Po morderstwie nauczyciela we Francji. Płakać czy strzelać?
Powiązania z tzw. Państwem Islamskim
Prokuratura oskarża 20 podejrzanych. Wszyscy są powiązani z organizacją tzw. Państwa Islamskiego, tworu, który działał w Iraku i Syrii, a usiłował zbudować jednolitą władzę fundamentalistyczną na całym obszarze zamieszkałym przez muzułmanów, a przynajmniej tak głosił.
Wśród nich trzech odpowiada z wolnej stopy, poddani są jedynie dozorowi policyjnemu. Oskarżeni o pomoc głównym sprawcom twierdzą, że nie znali ich planów, a jedynie pomagali w kontaktach, transporcie bądź mieszkaniu, nie wiedząc, o co chodzi. Z pozostałych oskarżonych – jeden siedzi w więzieniu w Turcji, tam skazany za inny akt terrorystyczny, ale Ankara nie chce go wydać Francji, zanim nie odbędzie przynajmniej 2/3 zasądzonej kary. Pięciu zapewne zginęło w walkach w Syrii; ponieważ nie ma jednak na to formalnych bądź niezbitych dowodów – proces przeciw nim toczy się zaocznie.
Wobec 12 oskarżonych prokuratura domaga się kary dożywotniego więzienia: zgromadzono dowody wskazujące, iż ich rola w wydarzeniach wcale nie była drugorzędna, wspierali bezpośrednich zamachowców w organizacji całej tej krwawej jatki. Oskarżeni są wprost o zabójstwa terrorystyczne i spisek w celu popełnienia zabójstwa. Sześciu innym za pomoc w zabójstwie grozi żądana przez prokuraturę kara 20 lat więzienia. Tylko jeden stoi przed karą łagodniejszą – sześciu lat.
Czytaj też: Spór Turcji z Francją eskaluje, Erdoğan obraża Macrona
Z Francji na Bliski Wschód
Śledztwo trwało prawie pięć lat. Uderza to, że zamachowcy zdołali zbudować całą siatkę zarówno bezpośrednich sprawców, jak i jej wsparcia, kupić i zgromadzić samochody, broń i materiały wybuchowe oraz ukryć je do wybranej daty. Na przykład wiadomo, że Salah Abdeslam jeździł na Węgry i do Niemiec, by stamtąd ściągnąć – najpierw do Belgii, gdzie mieszkał – kilkunastu terrorystów wysłanych z Syrii przez tzw. Państwo Islamskie. O ile wówczas w ogarniętej wojną części Syrii fundamentaliści mieli swobodę działania, o tyle we Francji (a także w Belgii) osoby podejrzane umieszczone były na tzw. liście „S” i śledzone. Przed rokiem 2015 liczbę takich podejrzanych osób obliczano na ponad tysiąc. Przy założeniu, że do ciągłego śledzenia każdej z nich potrzeba trzech agentów – w prasie pojawiały się przypuszczenia, iż liczba wyspecjalizowanego personelu do walki z zagrożeniem terrorystycznym jest stanowczo za mała. Pamiętajmy też, że właśnie z Francji do ugrupowań fundamentalistycznych walczących na Bliskim Wschodzie wyjechało więcej obywateli niż z jakiegokolwiek innego kraju europejskiego.
Czytaj też: Naród na wyspach
Tylko zawodowi sędziowie, bez przysięgłych
Widać wyraźnie, że władze francuskie chcą nadać procesowi dużą rangę, zbudować pamięć zbiorową wobec tej traumatycznej strony w historii kraju. Jest też ważny prawny i wychowawczy aspekt postępowania sądowego. Zacytuję sędziego Denisa Salasa, prezesa francuskiego stowarzyszenia historii wymiaru sprawiedliwości i dyrektora czasopisma „Les Cahiers de la justice”. W czacie z czytelnikami „Le Monde” powiedział: „Demokracja musi dać dowód, że na akty barbarzyństwa i zabójstw na ślepo potrafi odpowiedzieć poprzez proces sprawiedliwy, z pełnym prawem oskarżonych do obrony, przedstawiając pełnię konkretnych dowodów winy”.
Proces odbywa się przed sądem całkowicie złożonym z sędziów zawodowych. Nie ryzykowano tym razem sądu wspieranego przez przysięgłych, to jest obywateli wybranych w losowaniu. Władze sądowe uznały, że tym razem ryzyko dla zwykłych obywateli jest za duże, gdyż być może działają ciągle we Francji sympatycy fundamentalistów, którzy chcieliby takie wylosowane osoby zastraszyć bądź mścić się już po wyroku.
„Francuski 11 września”
Poza tym najtragiczniejszym dniem 13 listopada rok 2015 był dla Francji fatalny: jeszcze w styczniu terroryści zmasakrowali redakcję satyrycznego tygodnika „Charlie Hebdo”, weszli do pomieszczeń i zabili tam 12 dziennikarzy i rysowników. Terroryści nie musieli nawet celować, strzelali z odległości kilku metrów do ustawionych pod ścianą. „Le Monde” nazwał dramat „francuskim 11 września”. Jeszcze w tym samym roku okazało się, iż Francja przeżyje zamachy wielokrotnie krwawsze.
Czytaj też: Ilustrator „New York Timesa” o tym, co wolno rysownikowi