Skazanie przez sąd rejonowy w Mińsku opozycyjnych działaczy Maryi Kalesnikawej i Maksima Znaka na pobyt w kolonii karnej – długoletni, bo 11 lat orzeczono dla niej i 10 dla niego – jest dowodem, że Aleksander Łukaszenka ani myśli odpuścić. Wręcz przeciwnie, chce pokazać siłę i nieustępliwość. A prokuratorzy i sędziowie białoruskich sądów idą na krótkim pasku władzy, wydają wyroki, jakie kazano im wydać. Na pokaz. Żeby nikomu nie przychodziło do głowy protestować czy choćby wyrażać własne zdanie.
Czytaj też: Głodówka i krzyk dla Białorusi. A co my możemy zrobić?
Łukaszenka usuwa konkurentów
Opozycjoniści zostali oskarżeni o „wezwanie do działań na szkodę bezpieczeństwa narodowego, zmowę w celu przejęcia władzy w kraju i utworzenie organizacji ekstremistycznej”. Zarzuty ciężkie. Tymczasem działanie obojga polegało na pracy w sztabie wyborczym Wiktara Babaryki, byłego bankiera (skazanego zresztą niedawno na kilkanaście lat łagru), który zamierzał walczyć o prezydenturę. Zgodnie z prawem wyborczym, gwarantowanym konstytucją. Trafił do więzienia, zanim do wyborów doszło. Ten prosty sposób pozbywania się konkurentów Łukaszenka przećwiczył już podczas poprzednich elekcji.
Znak jest doktorem prawa na Białoruskim Uniwersytecie Państwowym, w sztabie pełnił funkcję doradcy prawnego. Kalesnikawa jest flecistką i dyrygentką, absolwentką Państwowej Akademii Muzyki w Mińsku i uczelni muzycznej w Stuttgarcie. Od lat pracowała w najbardziej uznanych białoruskich orkiestrach, także prezydenckiej.