Komisja Europejska w połowie lipca wsadziła do zamrażarki już wynegocjowany z Warszawą projekt Krajowego Planu Odbudowy (KPO) z powodu nagłego zaognienia sporu o nadrzędność prawa unijnego w Polsce, a konkretnie o respektowanie orzeczeń TSUE w dziedzinie sądownictwa (m.in. w sprawie działania stworzonej przez PiS Izby Dyscyplinarnej). Rozprawy przed Trybunałem Konstytucyjnym Julii Przyłębskiej i odpowiedź na ultimatum rządu Morawieckiego nie przekonują Brukseli, że Warszawa zmieni podejście do wymiaru sprawiedliwości i systemu dyscyplinowania sędziów.
W tym tygodniu Paolo Gentiloni, komisarz ds. gospodarczych, pierwszy raz publicznie potwierdził w Parlamencie Europejskim, że to właśnie konflikt o nadrzędność prawa UE nad krajowymi ustawami jest sprawą, przez którą przeciągają się negocjacje nad KPO. Ich termin końcowy minął już 1 sierpnia, a nadal nawet nie znamy nowego.
Czytaj też: Wojna PiS z UE może być jeszcze droższa
Rząd Morawieckiego czeka na te miliardy
Tymczasem Krajowy Plan Odbudowy to wielka kroplówka euro, którą władza już nawet pochwaliła się na billboardach w całym kraju. KPO ma być podstawą wydatków z Funduszu Odbudowy (23,9 mld euro dotacji oraz 12,1 mld euro tanich pożyczek; o pozostałe 22 mld pożyczek rząd może prosić do 2023).
Trudno dziś sobie wyobrazić, by sprawa zatwierdzenia KPO przeciągnęła się poza późną jesień czy nawet na 2022 r.