Świat

Erdoğan też buduje mur przed uchodźcami. I apeluje do Europy

Granica turecko-irańska w sierpniu 2021 r. Granica turecko-irańska w sierpniu 2021 r. MURAD SEZER / Reuters / Forum / Forum
Uchodźcy ujęci na terytorium tureckim trafiają do ośrodków, gdzie zostają góra rok i z reguły są odwożeni do ojczyzny. Teraz sytuacja się skomplikowała, bo powrót będzie się wiązał ze śmiertelnym zagrożeniem.

Turcja też się grodzi. Długa na 560 km granica z Iranem jest obwarowana trzymetrowym betonowym płotem (obecnie rozbudowywanym), najeżona drutem kolczastym albo przekopana rowami. Na trasach dochodzących do pogranicza ustawiono liczne posterunki kontrolne. To ma być sposób na powstrzymanie migrantów, głównie afgańskich, próbujących przedostać się na zachód kraju, a później jeszcze dalej, najchętniej do Unii Europejskiej. W sąsiadującej z niespokojnym Bliskim Wschodem Turcji, której gospodarka ostatnio zwalnia, znajduje się w tej chwili do 4 mln zbiegłych z Syrii, zarejestrowano też 182 tys. Afgańczyków, a kolejne ponad 100 tys. osób przebywa w kraju bez rejestracji.

Erdoğan: Nie przyjmiemy już nikogo więcej

Prezydent Recep Tayyip Erdoğan domaga się od państw europejskich, by też brały odpowiedzialność za sytuację w Afganistanie i los jego obywateli. Przestrzega, że Turcja nie da rady przyjąć już nikogo więcej, nie zamierza ze swojego kraju robić magazynu uchodźców i imigrantów zarobkowych, czekających nad Bosforem na przerzut do zamożniejszej Europy. Przy okazji Erdoğan stara się renegocjować umowę z Unią, która w czerwcu zgodziła się na przekazanie 3 mld euro w zamian za zatrzymanie migracji w Turcji.

Mimo szybkiego podboju Afganistanu przez talibów tureccy pogranicznicy nie odnotowali znacząco większego napływu Afgańczyków, choć jest ich bardzo wielu. W tym roku zatrzymano co najmniej 37 tys. osób – w całym 2020 to było przeszło 50 tys. i 200 tys. w 2019, czyli na długo przed dojściem talibów do władzy. Niewykluczone, że migranci dopiero przybędą, bo ich odyseja przez Iran zajmuje tygodnie, to podróż wymagająca pokonania, często także pieszo, 2,5 tys. km, co jest dystansem porównywalnym do eskapady z Suwałk do Barcelony. Zatrzymani na granicy są z powrotem spychani na irańską stronę. Ujęci już na terytorium tureckim, trafiają do ośrodków, gdzie zostają góra rok i z reguły odwożeni są z powrotem do ojczyzny. Teraz sytuacja się skomplikowała, bo dla niektórych deportowanych przekazanie w ręce talibów będzie wiązało się ze śmiertelnym zagrożeniem.

Przy czym to komplikacja teoretyczna, bo reporterzy, którzy we wschodniej Turcji rozmawiają z Afgańczykami, słyszą opowieści o brutalności tamtejszej straży granicznej i żandarmerii wojskowej, wyrzucających z powrotem każdego bez oglądania się na składane wnioski o status uchodźcy. Postępując tak, funkcjonariusze łamią prawo zarówno tureckie, jak i międzynarodowe konwencje.

Atmosfera sprzyja atakom na uchodźców

Trudno przewidzieć, jak talibowie będą zarządzać granicami. Tuż przed ich zwycięstwem Afganistan opuszczały dziesiątki tysięcy osób tygodniowo, jechały także do Iranu. Kto nie zdążył, a chce uciec, stara się spieniężyć majątek i wiadomo, że wiele osób podejmuje takie działania. Możliwe więc, że jeśli będą miały możliwość, spróbują ryzykownej drogi emigracji.

Erdoğan ulega jednak presji niezadowolonych z rozwoju wypadków rodaków. Zatrzaskuje drzwi, bo jego popularność cierpi, jego narodowo-konserwatywna Partia Sprawiedliwości i Rozwoju mogłaby liczyć obecnie na 34 proc. głosów, a opozycja zyskuje na podejmowaniu kwestii migracyjnych. Największa po tej stronie centrolewicowa Republikańska Partia Ludowa krytykuje układy Erdoğana z Europą i obiecała wręcz, że po ewentualnym zwycięstwie (wybory za dwa lata) odeśle wszystkich uchodźców syryjskich.

Dwie trzecie Turków chce szczelniejszych granic. Eksperci przestrzegają przed atmosferą sprzyjającą atakom na uchodźców, jak w sierpniu w Ankarze, gdzie doszło do ataków na domy i interesy Syryjczyków, bo jeden z nich został oskarżony o zabicie tureckiego nastolatka.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wyznania nawróconego katechety. „Dwie osoby na religii? Kościół reaguje histerycznie, to ślepa uliczka”

Problem religii w szkole był przez biskupów ignorowany, a teraz podnoszą krzyk – mówi Cezary Gawryś, filozof, teolog i były nauczyciel religii.

Jakub Halcewicz
09.09.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną