W czwartek wieczorem dwaj samobójcy wysadzili się w bramach na lotnisko w Kabulu, gdzie od dwóch tygodni kłębią się tłumy Afgańczyków uciekających przed talibami. Zginęło prawie sto osób, w tym 13 amerykańskich żołnierzy. To dopiero wstępne szacunki, bo z porozrzucanych części ciał trudno porachować prawdziwą liczbę ofiar.
Czytaj też: Afganistan. Zmora imperiów
Afganistan. Ewakuacja musiała być chaotyczna
Zamach jest kulminacją chaosu, który cały świat ogląda na żywo na ekranach telewizorów; wcześniej byli młodzi Afgańczycy, którzy desperacko czepiali się kołujących na pasie startowym samolotów, i niemowlęta, które zdesperowane matki rzucały przez mur do amerykańskich żołnierzy. A jednocześnie talibowie rozsiadający się w fotelach w pałacu prezydenckim w Kabulu i ostrzegający Amerykanów, że „mają się wycofać do końca miesiąca, bo inaczej będą konsekwencje”.
Kompromitacja Ameryki, drugi Sajgon, symboliczny koniec imperium – tak komentuje się te wszystkie obrazki, a głównym winowajcą ma być rzekomo prezydent Joe Biden i jego administracja, która nie potrafiła zorganizować ewakuacji. Kolejna kompromitacja CIA, która nie przewidziała, że talibowie tak szybko przejmą kontrolę nad całym Afganistanem.
Te oskarżenia są całkowicie chybione i nielogiczne. Każda ewakuacja musiała być chaotyczna. Alternatywą był brak ewakuacji. Gdyby w kwietniu czy maju Joe Biden wysłał samoloty i zaprosił do nich potencjalnie zagrożonych przez talibów Afgańczyków, prawie nikt by do nich nie wsiadł.