Stosunkowo bezproblemowy przebieg igrzysk olimpijskich nie poprawił nastrojów Japończyków. A dodatkowo teraz, kiedy rusza druga ich odsłona, paraolimpiada, z udziałem 4,4 tys. sportowców z 160 krajów i bez udziału widzów na stadionach, Japonia notuje rekordy nowych przypadków covid, codziennie ponad 20 tys. i 1,7 tys. ciężko chorych w szpitalach. Szczególnie dotknięte jest Tokio, gdzie, jak w 12 innych departamentach, ciągle obowiązuje stan wyjątkowy, a 20 proc. testów przynosi wynik pozytywny. Co, zdaniem przeciwników obu olimpiad, tylko potwierdza ich obawy i umacnia przekonanie, że w takich okolicznościach imprezy w ogóle nie powinny się odbyć. Premier Yoshihide Suga tłumaczy, że obrót spraw jest „całkowicie nieoczekiwany” i że zakażenie na pewno nie wydostało się z wokółolimpijskiej bańki, ale popularność rządu i tak spadła poniżej 30 proc. Inna sprawa, że w dniach igrzysk zapanowało w stolicy spore rozluźnienie, m.in. na ogół zdyscyplinowani Japończycy masowo nie przestrzegali covidowych godzin zamykania barów i innych placówek rozrywkowych (o 20.00).
Krytykowane jest też tempo szczepień: w świetnie zorganizowanej Japonii grupa całkowicie zaszczepionych ledwie przekroczyła 32 proc. Pojawiły się spiętrzenia i kłopoty organizacyjne, a sytuację komplikuje fakt, że 80 proc. szpitali jest prywatnych i nie chcą mieć nic wspólnego z leczeniem covidu. Przebąkuje się, żeby ludzi podzielić na zaszczepionych i nie – i traktować dwutorowo, takiego zdania jest Shigeru Omi, główny doradca rządu do spraw pandemii. Premier Suga uważał, że takie rozwiązania, nierówno traktujące obywateli, są sprzeczne z „duchem Japonii” i stanowią zamach na wolności osobiste, ale ostatnio zaczął spuszczać z tonu i zapowiada „niezbędne kroki legislacyjne”.