Sekwencja katastrof na Haiti wydaje się nierealna, wyjęta ze scenariusza filmu apokaliptycznego. W nocy z 6 na 7 lipca we własnej rezydencji został zamordowany sprawujący urząd prezydenta Jovenel Moïse. Rządził od 2017 r., ale tylko pierwsze dwa lata upłynęły w relatywnym spokoju. Od 2019 r. opozycja wzywała go do dymisji, bo pod pretekstem zagrożenia dla bezpieczeństwa państwa odwołał wybory do parlamentu. Nie przeprowadził ich aż do swojej śmierci, rządząc za pomocą dekretów, autorytarnie. W lutym zignorował wyznaczony przez konstytucję koniec swojej kadencji, upierając się, że powinna być liczona nie od wyborów 2016, ale powtórzonego rok później głosowania. Wyniki elekcji z 2016 r. kontestowali też jego rywale ze względu na zaledwie 18-proc. frekwencję.
Kiedy w styczniu zapowiedział, że chce porządzić jeszcze rok, Haitańczycy wyszli na ulice w największych od lat demonstracjach. Od prezydenta odwrócili się też partnerzy na arenie międzynarodowej. USA zagroziły wstrzymaniem pomocy humanitarnej, Unia Europejska odmówiła wsparcia przy organizacji wyborów. Ostatecznie Moïse nie wprowadził głęboko antydemokratycznej reformy konstytucyjnej, bo nie zdążył. Zginął od kul zamachowców. A miesiąc później sezon problemów politycznych ustąpił katastrofom naturalnym.
Trzęsienie ziemi na Haiti. Trwa liczenie ofiar
14 sierpnia ziemia zatrzęsła się jeszcze mocniej niż w pamiętnym 2010 r. Wtedy było to 7.0 w skali Richtera, tym razem 7,2. Liczba ofiar i skala zniszczeń jest jednak mniejsza, bo 11 lat temu epicentrum wstrząsów znajdowało się zaledwie 25 km od stolicy, gęsto zaludnionego Port-au-Prince, podczas gdy sobotnie trzęsienie uderzyło zwłaszcza w departament Sud na półwyspie Tiburon, 96 km na zachód od centrum.
Liczenie ofiar trwa, bo służbom ratunkowym, niedofinansowanym i często pozbawionym sprzętu, nie udało się dotrzeć do wielu dotkniętych katastrofą miejsc. Według środowego komunikatu Agencji Ochrony Cywilnej trzęsienie pochłonęło życie co najmniej 1941 osób. Ponad 10 tys. odniosło poważne obrażenia, a władze spodziewają się, że obie liczby jeszcze wzrosną, bo tysiące Haitańczyków wciąż uznaje się za zaginionych.
Według danych amerykańskiej USAID, największej działającej na Haiti organizacji pomocowej, trzęsienie ziemi zniszczyło lub trwale uszkodziło ponad 80 tys. domów. W ruinach są szkoły i kościoły, odgrywające kluczową rolę w dystrybucji pomocy. Przy słabo funkcjonującym i nieobecnym na wielu obszarach państwie to tam Haitańczycy szukali wsparcia, mogli liczyć na pomoc medyczną, ciepły posiłek czy schronienie przed gangami. Obecni w kraju przedstawiciele UNICEF szacują, że natychmiastowego wsparcia, głównie z powodu odniesionych w trzęsieniu ziemi obrażeń, wymaga 385 tys. osób. Pomoc tylko tej grupie będzie kosztować co najmniej 15 mln dol.
Sztorm Grace nie wyhamowuje
Jakby tego było mało, zgliszcza z 2010 r. i te najnowsze zostały zalane przez tropikalny sztorm Grace, który wtargnął na ląd w nocy z 16 na 17 sierpnia. Burza przyniosła kolejne ofiary, ale i utrudniła akcje ratunkowe. Zarówno władze Haiti, jak i organizacje pozarządowe niechętnie podają dane dotyczące ofiar, bo nie da się oddzielić osób dotkniętych przez obie katastrofy.
Suma wszystkich nieszczęść, które dotknęły Haiti w ciągu ostatnich tygodni, jest porażająca: UNICEF szacuje ją na 1,2 mln osób, w tym ponad 540 tys. dzieci, zdecydowana większość bez dostępu do bieżącej wody, środków medycznych i stałej edukacji.
Wydarzenia na Haiti z uwagą obserwują kraje regionu. Po pierwsze dlatego, że Grace nie wyhamowuje. Przeciwnie, przybiera na sile, przemieszczając się na zachód. W wybrzeże Meksyku uderza z taką mocą, że z tropikalnego sztormu stała się huraganem. Po drugie, nowa fala nieszczęść to w niedalekiej perspektywie duże ruchy na granicach. Uchodźcy z Haiti to największa grupa migrantów w Ameryce Łacińskiej i na Karaibach, choć często przenoszą się do miejsc, w których wcale nie żyje im się lepiej. Wiele państw w tej części świata nie ma odpowiedniej infrastruktury i rozwiązań systemowych, by uchodźcami odpowiednio się zaopiekować.
Haiti. Najbardziej brakuje nadziei
Na Haiti brakuje dosłownie wszystkiego, a najbardziej nadziei na jakkolwiek rozumianą normalność. Wprawdzie na 7 listopada wyznaczono potrójne głosowanie: wybory prezydenta, parlamentarne i referendum konstytucyjne, ale eksperci i obserwatorzy wątpią, że uda się je przeprowadzić bez zakłóceń i naruszeń procedury demokratycznej.
Na ręce rządzącego krajem premiera Ariela Henry’ego próbują patrzeć Narody Zjednoczone w osobie Helen La Lime, specjalnej wysłanniczki ONZ w Port-au-Prince, ale wiele zależy tyleż od politycznych negocjacji, co układów z silnymi na Haiti gangami. Rozejm z nimi, choćby tymczasowy, jest kluczowy dla powodzenia akcji ratunkowych po trzęsieniu ziemi i ataku Grace – a konwoje z pomocą są dla gangów atrakcyjnym i łatwym łupem. Ktokolwiek teraz na Haiti patrzy w przyszłość, wstrzymuje oddech. Ludzie doskonale tutaj wiedzą, że kolejna katastrofa może się zdarzyć nawet za chwilę.