Jeszcze w lipcu rusza bezprecedensowy proces kryminalny przed watykańskim Trybunałem. Nie dotyczy pedofilii, tylko wielkich finansowych przekrętów.
Formalne zarzuty wysunięto po dwuletnim śledztwie przeciwko dziesięciu osobom, w tym kardynałowi Angelo Becciu. Oskarżeni mieli dopuścić się malwersacji i innych przestępstw finansowych na szkodę Watykanu. Wpompowali 350 mln euro w projekt deweloperski w Londynie. Część tej kwoty miała pochodzić z tak zwanego świętopietrza, corocznej daniny zbieranej w Kościele Powszechnym na charytatywne potrzeby watykańskiej centrali. Dysponentem tego funduszu jest watykańska „kancelaria premiera”, czyli Sekretariat Stanu. Jej przedstawicieli nie ma na liście oskarżonych.
Sam papież miał zaaprobować inwestycję, ale mógł nie znać całej prawdy o niej. Becciu, zdymisjonowany w zeszłym roku za podejrzenie o nepotyzm, zachował tytuł (otrzymany dwa lata temu od Franciszka), ale pozbawiono go praw związanych z tytułem. W tym do udziału w konklawe. Wszyscy oskarżeni odrzucają zarzuty i oczekują uniewinnienia. Proces pokaże, czy Franciszkowi powiodła się nie tylko reforma watykańskich finansów, ale i watykańskiego sądownictwa. Finanse mają być przejrzyste, wymiar sprawiedliwości – niezależny, choć podległy papieżowi i respektujący prawo kościelne.
Watykan zatrudnia kilkaset osób świeckich i ma swoje odpowiedniki świeckich sądów oraz prokuratury. Ma kodeks karny, żandarmerię, policję sądową, a także cele dla czasowo aresztowanych. Nie ma kary dożywocia ani własnego więzienia; w razie potrzeby korzysta z usług więziennictwa włoskiego. Bardzo prawdopodobne, że skorzysta z nich po wyrokach w tym procesie.