Kiedy w 1992 r. George Bush z kretesem (zdobywając zaledwie 37 proc. głosów) przegrał wybory prezydenckie i oddał Billowi Clintonowi najważniejszą posadę polityczną świata, wydawało się, że kariera i budowane przez ćwierć wieku globalne wpływy 41 prezydenta USA należą do przeszłości. Opuszczał Biały Dom z opinią człowieka, który się tu nie sprawdził, jak niewielu przed nim. Ta opinia nie uległa zmianie, gdy osiem lat później w Białym Domu zamieszkał jego syn – George W. Bush jr. Przeciwnie. Twardą, jednoznaczną i dynamiczną, neokonserwatywną linię polityczną George’a Busha-syna przeciwstawiano niezdecydowaniu i zachowawczości tradycyjnie konserwatywnej polityki ojca. Często też podkreślano, że głównym celem polityki Busha juniora jest uniknięcie błędów popełnionych przez ojca. A jego największymi błędami miały być decyzje o podniesieniu podatków i zatrzymaniu amerykańskiej armii przed zdobyciem Bagdadu podczas pierwszej wojny w Zatoce.
Gdy uwiedziony przez neokonserwatystów Bush junior obniżał podatki i zdobywał Bagdad, Bush senior wydawał się być na politycznej emeryturze. Na pierwsze strony gazet były prezydent trafił znów dopiero, gdy dwa lata temu ostentacyjnie zaprzyjaźnił się ze swoim byłym konkurentem – również eksprezydentem Clintonem. Ich wspólne podróże i wakacje komentowano jako wyraz dezaprobaty ojca dla polityki syna. Syn zaś nie pozostawał dłużny. Rzadziej rozmawiał z ojcem i w coraz większym stopniu były to rozmowy o łowieniu ryb albo polowaniu, a w coraz mniejszym o polityce i rządzeniu krajem. W rozmowie z Bobem Woodwordem na pytanie, czy korzysta z pomocy swego ojca, odpowiedział w sposób niemal arogancki: „To nie jest ojciec, u którego mogę szukać wsparcia.
Szukam go u wyższego ojca”. Bardziej wierzył modlitwie niż doświadczeniu byłego prezydenta.
Kiedy zdobycie Bagdadu przez Amerykanów okazało się nie tyle końcem, co początkiem prawdziwych kłopotów w Iraku; kiedy obniżenie podatków okazało się nie tyle ekonomicznym lekarstwem, co źródłem największego zagrożenia dla amerykańskiej gospodarki, jakie stwarza lawinowo rosnący deficyt; kiedy republikanie drastycznie przegrali wybory i po raz pierwszy od dawna stracili większość w Senacie, pozycja ojca w Białym Domu syna wzrosła niepomiernie.
Ameryką wciąż rządzi George Bush. Ale dziś w dużo mniejszym stopniu niż rok czy dwa lata temu Bush junior, a w większym Bush senior i jego starzy ludzie, do których obecny prezydent musiał zwrócić się po ratunek. Nowy plan dla Iraku opracowali ludzie eksprezydenta Busha z ludźmi eksprezydenta Clintona. W Departamencie Obrony sekretarza Rumsfelda zastąpił sekretarz Gates. Dalsze zmiany wydają się tak nieuchronne, że jeden z tygodników umieścił na okładce stare porzekadło „Father Knows Best”, czyli „Ojciec wie najlepiej” lub „Ojciec zawsze ma rację”. Tym razem chodzi o całkiem ziemskiego, biologicznego ojca.