Urodziła się w ośrodku dla uchodźców w Perstorp w Skanii. Jej rodzice pochodzą z Iranu. Wychowała się w biedzie, przynajmniej jak na szwedzkie warunki: samochód był nieosiągalnym marzeniem, podobnie jak i wyjazd na wakacje. W jednym z wywiadów powiedziała: „Dorastałam w domu zupełnie pozbawionym pieniędzy. Mieliśmy długi, żadnych oszczędności. Posiadaliśmy może pięć mebli”.
Szwecja lat 80. była jednak sprawnym państwem opiekuńczym. Dlatego córka uchodźców nie mieszkała w getcie etnicznym, chodziła do przedszkola i dobrej szkoły, a jej rodzina miała do dyspozycji ładne czynszowe mieszkanie w pobliżu placów zabaw (chociaż do czasu, o czym dalej).
Nooshi Dadgostar ma dziś 36 lat i od niedawna jest szefową postkomunistycznej Partii Lewicy. W czerwcu doprowadziła do obalenia mniejszościowego, koalicyjnego rządu Socjaldemokratów i Zielonych, który od trzech lat rządził m.in. dzięki wsparciu jej partii. To wydarzenie bez precedensu, bo w Szwecji rząd jeszcze nigdy nie upadł w trakcie kadencji. Ten kryzys jest zapewne do opanowania, ale niezwykłe jest to, że w szwedzkiej polityce znów chodzi o pryncypia, a nie o układy i kompromisy.
Dadgostar, bezpośrednia sprawczyni tego zamieszania, wcześniej słabo dostrzegana przez media, dziś dominuje w sondażach zaufania, a jej Partia Lewicy ma najwyższe notowania od 19 lat. To o tyle zaskakujące, że Szwedzi raczej nie lubią konfliktów i bezkompromisowości, czego symbolem stała się ostatnio Dadgostar. Chwalą ją także przeciwnicy polityczni. Niklas Gillström z centroprawicowej partii Moderatów napisał na Twitterze: „Dużym problemem dla teamu Löfven/Lööf jest to, że Dadgostar jest prawdziwa, a to, czym zajmują się oni, to tylko polityczna gra”.
Owa gra byłego już premiera Stefana Löfvena oraz jego koalicjantki, szefowej partii Centrum Annie Lööf zaczęła się po wyborach w 2018 r.