96-letnia Elżbieta II zmarła w zamku Balmoral w czwartek 8 września 2022 r. po południu. O tym, że lekarze są zaniepokojeni jej stanem zdrowia, w związku z czym przebywa ona pod „nadzorem medycznym”, Pałac Buckingham poinformował ok. godz. 13:20 polskiego czasu. Do Balmoral niezwłocznie udali się członkowie brytyjskiej rodziny królewskiej, na miejsce dotarła w pierwszej kolejności przebywająca w Szkocji księżniczka Anna, następnie najstarszy syn królowej i następca tronu książę Karol. Po nim pojawili się książę William, syn Karola, i dwaj młodsi synowie Elżbiety II: książę Andrzej oraz książę Edward z żoną.
The Queen died peacefully at Balmoral this afternoon.
— The Royal Family (@RoyalFamily) September 8, 2022
The King and The Queen Consort will remain at Balmoral this evening and will return to London tomorrow. pic.twitter.com/VfxpXro22W
Mimo lakonicznych komunikatów przekazywanych mediom mieszkańcy Londynu i najbliższych okolic, zaniepokojeni pogarszającym się w ostatnich tygodniach zdrowiem królowej, już wczesnym popołudniem zaczęli gromadzić się pod Pałacem Buckingham. Panująca od 70 lat królowa cieszyła się miłością i powszechnym szacunkiem nie tylko w Zjednoczonym Królestwie.
Nowym królem Zjednoczonego Królestwa Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej został Karol, najstarszy syn Elżbiety II i księcia Filipa. Śmierć królowej zainicjowała realizację protokołu „Operation Unicorn” i wdrożenie planu „Spring Tide”, przygotowanego na okoliczność sukcesji Karola, którego premier Wielkiej Brytanii Liz Truss jeszcze w czwartek ogłosiła Karolem III. W piątkowe przedpołudnie w Pałacu św. Jakuba zbierze się Rada Akcesyjna, która ogłosi go nowym władcą.
Elżbieta II zasiadała na tronie Wielkiej Brytanii i 14 innych państw, w tym tak wielkich jak Kanada czy Australia. Stała również na czele Commonwealthu (dawniej Brytyjskiego Commonwealthu), dobrowolnego stowarzyszenia 54 krajów. W tym sensie jej odejście jest wydarzeniem światowym. Warto przyjrzeć się roli, jaką odgrywała w Zjednoczonym Królestwie.
Elżbieta, królowa matka
Określił ją – dość nieoczekiwanie – prezydent Lech Wałęsa, kiedy był w 1991 r. z honorami przyjmowany przez królową. Wypytywany przez dziennikarzy o tę wizytę powiedział na konferencji prasowej: „Narody, jak pszczoły, potrzebują matki. Królowa Elżbieta jest taką matką”. Nie wiadomo, kto podpowiedział naszemu prezydentowi to porównanie, ale było zarówno chybione, jak i bardzo trafne. Chybione, gdyż zasady konstytucyjne ustroju nie pozwalają monarchini podejmować żadnych decyzji – ani politycznych, ani gospodarczych, ani personalnych, ba, nawet ujawniać poglądów w takich sprawach. W sensie materialnym królowa nie odgrywa więc roli matki – nie ma instrumentów, by troszczyć się o dobrostan i szczęście poddanych. Ale w pewnym trudniejszym do uchwycenia wymiarze symbolicznym, duchowym opiekowała się swoim ludem, była żywą ikoną kraju, więcej nawet, bo nieusuwalną częścią jego tożsamości. I to nie tylko Anglików, ale również Szkotów i Walijczyków.
Czytaj też: Co o Imperium Brytyjskim myślą współcześni pisarze
Jej ojciec Jerzy VI został królem wskutek nieoczekiwanej abdykacji starszego brata; ona sama z kolei wstąpiła na tron w 1952 r. jako 25-latka bez formalnego wykształcenia i dłuższego przygotowania. Mimo to z niezwykłą powagą i poczuciem obowiązku przystąpiła do pełnienia swej trudnej funkcji. Wcześniej na męża wybrała przystojnego, ubogiego księcia Grecji i Danii. W dużej mierze wybór ten był jej własnym, choć – o czym nie wszyscy wiedzą – podlegał aprobacie rządu na podstawie stosowanej do dziś Ustawy o małżeństwach królewskich z 1772 r. Na tej samej podstawie rząd w 1936 r. zdyskwalifikował rozwódkę, amerykańską wybrankę króla Edwarda VIII, stryja Elżbiety.
Do dziś więc establishment brytyjski steruje jakością osób przyjmowanych do rodziny, choć reguły bardzo się zmieniły w XXI w. Na przykład Wiliamowi pozwolono na małżeństwo z nieszlachcianką (po raz pierwszy), a jego bratu Harry’emu na ślub z Amerykanką i rozwódką.
Monarchia płaci podatki
Królowa z księciem Filipem, który wiernie jej towarzyszył przez 73 lata małżeństwa, miała czworo dzieci – Karol jest następcą tronu. Akurat wydaje się, że na jego wychowanie i charakter królowa miała niewielki wpływ; surowy rygor wpajał mu książę Filip. Królowa odgrywała rolę nie tyle polityczną, ile właśnie symboliczną: spokoju, godności, opanowania, nie tylko w wystąpieniach publicznych, ale również w życiu osobistym. Prawda, było to łatwiejsze w latach 50. i 60. tamtego wieku – okresie szacunku, pewnej dyskrecji wobec władzy, a nawet rewerencji dla niej. W latach 80. obyczaje się zmieniły i prasa bulwarowa nie miała oporów przed drukowaniem niekoniecznie miłych w tonie komentarzy ze źródeł plotkarskich, zwłaszcza dotyczących majątku królowej, rzekomo znacznie wyższego niż podawany oficjalnie.
Do prawdziwego kryzysu monarchii doszło w latach 1992–97. Zwłaszcza 1992 r. został gorzko zapamiętany. Rozwiodła się córka królowej księżniczka Anna, a synowie monarchini – książę Andrzej i wtedy następca tronu, a dzisiejszy król Karol III – ogłosili separacje swoich małżeństw. Oczywiście miało to znaczenie, gdyż rozwody połączone z niesmacznymi zachowaniami nie licują z ceremoniałami religijnymi, królewskimi uroczystościami rodzinnymi i propagowaniem akcji charytatywnych, a te stanowią istotną treść publicznego życia Dworu św. Jakuba, czyli monarchii.
W tym samym roku – który królowa publicznie oceniła jako annus horribilis („rok straszny”) – obrzucono orszak królowej jajkami podczas wizyty oficjalnej w Niemczech, pojawiły się sygnały niechęci opinii publicznej, a ówczesny premier zadecydował o zredukowaniu tzw. listy cywilnej, czyli funduszów wydzielanych rodzinie królewskiej z budżetu państwa, i po raz pierwszy w historii wprowadził dla royalsów obowiązek podatkowy.
Czytaj też: Kim jest następca brytyjskiego tronu?
Służę tylko swej królowej
Dla zrozumienia roli Elżbiety II w historii warto w telegraficznym skrócie przypomnieć wyjaśnienia ojca współczesnych angielskich konstytucjonalistów Waltera Bagehota, XIX-wiecznego adwokata i ekonomisty. Prawidłowo funkcjonująca konstytucja – pisał – powinna mieć dwie części: „pierwszą, która pobudza i podtrzymuje respekt ludności, część, że tak powiem, dostojną (to monarchia), oraz drugą część, skuteczną – tę, poprzez którą funkcjonuje i rządzi (to gabinet i parlament)”. Bagehot nie ukrywał, że w tej pierwszej cześć i respekt wzbudzają najlepiej „elementy teatralne”, odwołujące się do zmysłów. Ludzie prości, a większość z nich nie ma wielkiej inteligencji (tak oceniał), będą doskonale rozumieli monarchię. Jest też inna ważna konstytucyjna zasada: The Queen can do no wrong – Królowa nie czyni żadnego zła i nie myli się. Można więc – i to jest piękne – równocześnie przeklinać rząd i wiwatować na cześć władzy (królowej). Nie obchodzi mnie rząd, służę tylko swemu królowi – to sławna fraza jednego z zawodowych oficerów brytyjskich.
Elżbieta doskonale wpasowała się w ten mechanizm pozorów, ale też umiała dostosować się do epoki medialnej. Jej uroczysta koronacja w 1953 r. – nazwana przez publicystów „wielkim aktem narodowej komunii” – była pierwszym i największym wówczas widowiskiem telewizyjnym. Stopniowy proces modernizacji monarchii uwypuklał to, że władza nie pochodzi ze źródeł boskich (choć Bóg występuje w oficjalnym tytule monarchy i brytyjskim hymnie), lecz czerpie legitymację z popularności wśród ludu. Elżbieta umiała zawsze znaleźć odpowiedni ton, nie rezygnując z dystansu i godności, sprawiała wrażenie, że czuje się swobodnie w otoczeniu poddanych.
Czytaj też: Ile i jak zarabia monarchia brytyjska
Pani Windsor zmienia akcent
Językoznawcy śledzący ewolucję radiowych przemówień bożonarodzeniowych (jedynych, których królowej nie dyktuje rząd) wyrokują, że z biegiem lat królowa zmieniła też akcent – z wyraźnie arystokratycznego na bardziej powszechny. Sama miała stwierdzić, że podtrzymywanie dobrego nastroju witających ją tłumów „stanowi część jej pracy”. Znana pisarka Zadie Smith w głośnym eseju w „Vogue” w 2017 r. postawiła tezę, iż „Pani Windsor” (umyślne wymazanie tytułów) jest bardzo lubiana z powodu „wyraźnych gustów niższej klasy średniej”. Pisarka wyliczyła trzy dowody: zamiłowanie do psów rasy corgi, czytanie „Racing Post” (biuletynu wyścigów konnych) i oglądanie „EastEnders”, tasiemcowego serialu BBC o ludziach z East Endu, dzielnicy w Londynie jak najdalszej od arystokracji, inteligencji i wyrafinowania. Może to zbyt złośliwe, bo królowa znała się na hodowli koni, sama w młodości dobrze jeździła konno, gdy trzeba, dobrze czytała przemówienia po francusku, co na pewno wykracza poza horyzont niższej klasy średniej.
Monarcha raz na tydzień przyjmuje premiera rządu; ma prawo do wszystkich informacji, do doradzania i ostrzegania. Nie wiemy o tym nic pewnego, gdyż audiencje są zamknięte, a w historii współczesnej żaden premier nie był niedyskretny. Jednakże na podstawie przecieków, czasem członków rodziny królewskiej, można przypuszczać, iż Elżbietę II cechowała postawa umiarkowanie prawicowa. Mówi się, że niepokoiła ją twarda polityka premier Margaret Thatcher, która szkodziła tkance społecznej kraju, a także nastawienie rządu do władz RPA w okresie apartheidu, kiedy inne kraje wprowadzały sankcje.
Królowa miała też cieszyć się z przejęcia władzy przez labourzystów (1997) z młodym wówczas premierem Tony Blairem, który skłonił ją do kilku nowocześniejszych gestów: wizyty w pospolitym pubie, w barze McDonald′s, w bloku tanich mieszkań, a także do lotów samolotami rejsowymi.
Czytaj też: Długie panowanie królowej Wiktorii
Ostatnia wielka monarchini
Symboliczną rolę w polityce, zwłaszcza zagranicznej, podkreśla – w tym wypadku śmieszna – konstytucyjna zasada, że monarcha działa wyłącznie „za radą swoich ministrów”. Ponieważ jest jednak głową państwa wielu krajów, jak może działać np. w wypadku konfliktu interesów? Taka sytuacja zdarzyła się w 1975 r., kiedy doszło do największego kryzysu konstytucyjnego w Australii: labourzystowski rząd chciał monarchię („za radą ministrów”) obalić, a ta sama monarchini („za radą ministrów”) temu oponowała, co było oczywiście sprzeczne z „radą ministrów”.
Wprawdzie królowa nie miała wielkiego wpływu na kierunek i charakter swoich podróży zagranicznych, jednak panuje – nawet wśród wyspecjalizowanych obserwatorów politycznych – zgodna opinia, iż przywiązywała ogromną wagę do dobrych stosunków z rodziną krajów Commonwealthu. We wspomnianych radiowych przemówieniach zawsze mówiła ciepło o zgodzie i współpracy narodów.
Brytyjczycy – wprawdzie w sposób trochę zróżnicowany – masowo wspierali monarchię za panowania Elżbiety II. Sondaże wskazywały, że 75 proc. poddanych ją popiera i to poparcie można przypisać stylowi, jaki w postępowaniu królowa umiała dobrać. Bardzo różnił się on od zachowania młodszych royalsów. Dlatego żalowi po jej stracie towarzyszą (słyszane już wcześniej) prognozy, że być może była ostatnią z wielkich monarchów kraju.
Czytaj też: Meghan i Harry. Zawrzało po obu stronach Atlantyku