Niemcy i Francja przedłożyły w tym tygodniu projekt ustaleń szczytu, który otwierałby drogę do „spotkań na poziomie liderów” UE z Władimirem Putinem. Kanclerz Angela Merkel i prezydent Emmanuel Macron zaproponowali też prace nad wariantami dodatkowych sankcji wobec Rosji na wypadek nowych eskalacji. Na to w nocy z czwartku na piątek zgodził się szczyt UE.
Pomysł rozmów z Putinem wywołał protesty krajów bałtyckich (najostrzej walczyły ostatniej nocy) i rozdrażnienie m.in. Polski, Rumunii, Szwecji, Danii i Holandii. „Nie jestem przeciw spotkaniom szefów Komisji Europejskiej albo Rady Europejskiej, ale ja w takim spotkaniu z Putinem nie wezmę udziału” – zapowiedział holenderski premier Mark Rutte. Macron i Merkel, mocno popierani przez Włochy, Hiszpanię i Austrię, powoływali się na przykład niedawnego szczytu Biden–Putin, ale spora część także zachodnich premierów przekonywała, że UE nawet nie ma wypracowanych celów ewentualnego spotkania z Rosją.
Ostatecznie uzgodniono, że Rada Europejska „zbada format i uwarunkowania dialogu”. „Jesteśmy zadowoleni. Nie ma powodów do takich spotkań bez zachowania naszych czerwonych linii” – powiedział litewski prezydent Gitanas Nauseda. W zapisach końcowych szczytu znalazło się także potępienie cyberataków na Polskę i Irlandię.
Czytaj też: Czy Trybunał Przyłębskiej wykolei Polskę z europejskich torów?