Zbliża się pierwsze spotkanie prezydenta USA Joego Bidena z długoletnim przywódcą Rosji Władimirem Putinem. W atmosferze pełnej napięcia wobec niedawnej koncentracji wojsk na granicy z Ukrainą, prześladowań Nawalnego, represji w Białorusi – nadeszła niby drobna, a jednak sensacyjna wiadomość. François Fillon, do niedawna jeden z najważniejszych polityków Francji, jej były premier, został powołany do zarządu rosyjskiego koncernu naftowego Zarubieżnieft. W zarządzie będzie reprezentował... państwo rosyjskie.
Właściwie od dawna Rosja prowadzi bardzo światową politykę pozyskiwania znanych osobistości zachodnich do prowadzenia liczących się przedsięwzięć – ogromny udział Gerharda Schrödera, byłego kanclerza Niemiec, jest tego przykładem – ale tym razem czas i okoliczności są szczególnie ciekawe.
Czytaj też: „Uczyńmy Francję wielką”. Wraca demon antyislamizmu
Pierwszy premier skazany na więzienie
Najpierw o samym Fillonie. O mało co nie został prezydentem Francji. Na szczytach polityki jest od 1995 r., kiedy został ministrem technologii, a zaraz potem telekomunikacji. W tym charakterze zapoczątkował wielką francuską modernizację i prywatyzację firmy France Télécom (która potem, nawiasem mówiąc, kupiła Telekomunikację Polską). Przez pełnych pięć lat (2007–12) prezydentury Sarkozy’ego Fillon był szefem rządu, a w prezydenckiej kampanii przed czterema laty był kandydatem najsilniejszej partii centroprawicowej i właściwie – dzięki pozycji i machinie partyjnej – mógł pokonać dzisiejszego prezydenta Emmanuela Macrona, który dopiero montował swoje zaplecze.