Komisarz ds. sprawiedliwości Didier Reynders skierował wczoraj do Polski pismo wzywające do wycofania z Trybunału Konstytucyjnego wniosku premiera Morawieckiego dotyczącego „konfliktu” prawa unijnego i konstytucyjnego. Jego potwierdzenie przez Trybunał Julii Przyłębskiej prowadziłoby do uznania decyzji TSUE w dziedzinie wymiaru sprawiedliwości za niezgodne z polską ustawą zasadniczą. „Wniosek premiera Polski podważa zasadę nadrzędności unijnego prawa. Decyzje TSUE są wiążące. Polska ma miesiąc, żeby odpowiedzieć na pismo Komisji Europejskiej” – mówił dziś jeden z jej rzeczników Christian Wigand.
Za swoiste „przygotowanie” do tego można potraktować wczorajszą decyzję o wszczęciu postępowania przeciwnaruszeniowego wobec Niemiec za wyrok tamtejszego TK podważający rolę TSUE (chodziło o ocenę działań Europejskiego Banku Centralnego). „Zdaniem KE wyrok niemieckiego Trybunału Konstytucyjnego stanowi poważny precedens zarówno dla praktyki samego trybunału, jak i dla sądów najwyższych i konstytucyjnych państw członkowskich UE” – tłumaczono w Brukseli.
„Pieniądze za praworządność” i niemiecki precedens
Rozporządzenie „pieniądze za praworządność”, którym w tym tygodniu zajął się Parlament Europejski, teoretycznie obowiązuje już od stycznia. Ale Komisja Europejska nadal czuje się związana postanowieniami z grudniowego szczytu, na którym Węgrom i Polsce w zamian za uchylenie weta wobec pakietu budżetowego obiecano odwleczenie tej zasady. Przywódcy pozostałych krajów oraz szefowa KE Ursula von der Leyen zgodzili się bowiem, że Bruksela poczeka z praktycznym stosowaniem nowych przepisów na wyrok TSUE, gdzie Polska i Węgry w marcu zaskarżyły „pieniądze za praworządność” jako niezgodne z traktatami. Sęk w tym, że ten wyrok może zapaść dopiero pod koniec roku albo znacznie później.
Większość europosłów nie pogodziła się z takim zamrożeniem przepisów o praworządności. „Parlament Europejski zobowiązuje swojego przewodniczącego, by najpóźniej w ciągu dwóch tygodni wezwał Komisję do wypełnienia zobowiązań wynikających z rozporządzenia »pieniądze za praworządność«. Parlament, aby być przygotowanym, niezwłocznie rozpocznie niezbędne przygotowania do ewentualnego postępowania sądowego przeciw Komisji” – głosi przyjęta dziś rezolucja. Ponadto europosłowie przypominają, że mają prawo głosować nad wotum nieufności dla KE.
Czytaj też: Europosłowie pytają Brukselę o Trybunał Julii Przyłębskiej
Komisja Europejska stanie przed TSUE?
Nowe rozporządzenie pozwala na cięcia czy redukcje środków (z budżetu UE i Funduszu Odbudowy) dla tych krajów, w których dochodzi do naruszeń praworządności z „dostatecznie bezpośrednim wpływem na zarządzanie funduszami UE i ochronę interesów Unii” (lub gdy występuje takie „poważne ryzyko”). KE przekonuje, że nie schowała tych przepisów do szuflady, a w przyszłym tygodniu planuje przekazać europosłom do konsultacji projekt szczegółowych wytycznych, jak je stosować. Zgodnie z obietnicą z grudniowego szczytu chce sfinalizować te instrukcje dopiero po wyroku TSUE w sprawie skarg z Polski i Węgier, co może się stać dopiero w 2022 r.
„Nie widzę usprawiedliwienia dla działań wobec Komisji Europejskiej przed TSUE. Przecież od stycznia analizujemy naruszenia praworządności i sprawdzamy, czy mają wpływ na zarządzanie funduszami. Żaden taki przypadek od początku stycznia nie zostanie pominięty” – bronił się komisarz ds. budżetu Johannes Hahn w czasie debaty w PE.
Mimo tak wielkiej presji politycznej ze strony Parlamentu Europejskiego otwarte pozostaje pytanie, ile dzisiejsza uchwała zmieni. Nawet gdyby postanowił on jeszcze w czerwcu zaskarżyć KE (co wcale nie jest pewne), to – tego wymagają procedury – odpowiedni wniosek wpłynąłby do Trybunału Sprawiedliwości UE najwcześniej we wrześniu. Z kolei długość postępowań TSUE w przypadku skarg bezpośrednich (a nie pytań prejudycjalnych) to ok. 19 miesięcy. Trybunał przychyla się zwykle do próśb o tryb przyspieszony, ale i tak zajmuje to przeciętnie dziesięć miesięcy.
Czytaj też: Bruksela pilnie skarży Polskę. Broni m.in. sędziego Tulei
Spowalniają Polska i Węgry
Jeśli zatem Komisja zdecyduje się trwać przy potwierdzonych przez przywódców wszystkich krajów Unii obietnic z grudniowego szczytu, to działania europarlamentu niewiele przyspieszą w kwestii „pieniędzy za praworządność”. A to właśnie odwleczenie stosowania tej reguły do co najmniej 2022 r. było jedynym rzeczywistym ustępstwem wobec premierów Mateusza Morawieckiego i Viktora Orbána. – Orbánowi chodzi o uniknięcie wszelkich zawirowań w tej kwestii przed wyborami parlamentarnymi – tłumaczyli nam wówczas rozmówcy zaangażowani w negocjacje z Warszawą i Budapesztem.
Rezolucję poparły dziś wszystkie frakcje PE prócz zdominowanego przez PiS klubu konserwatystów oraz grupy „Tożsamość i Demokracja”, do której należą deputowani z partii Matteo Salviniego i Marine Le Pen. „Rzeczywiście mamy poważne problemy z praworządnością w UE. Ale nie w państwach członkowskich, tylko w samej Unii. Co więcej, ta praktyka wydaje się być akceptowana przez instytucje europejskie i siły polityczne, które kontrolują te instytucje” – przekonywał Ryszard Legutko (PiS).
Wydawanie unijnych funduszy w Polsce jest w ocenie instytucji UE nadal poprawne. I dlatego w kontekście „pieniędzy za praworządność” mówi się teraz w Brukseli znacznie bardziej o Węgrzech. „Nowe przepisy wiążące fundusze z praworządnością to nie są »sankcje«. To nasze narzędzie do ochrony budżetu UE” – przekonywał fiński europoseł Petri Sarvamaa, który pilotował projekt „pieniędzy za praworządność” w europarlamencie.
Dziś w Brukseli potwierdzono, że portugalska prezydencja w Radzie UE zamierza 22 czerwca przeprowadzić wysłuchanie przedstawicieli Polski i Węgier w ramach postępowania z art. 7, które w przypadku Polski trwa już ponad trzy lata.
Czytaj też: Czym jest praworządność i do czego zobowiązuje