Lahti będzie pierwszym miastem na świecie, które osiągnie neutralność węglową, co miałoby nastąpić już w 2025 r. Oznacza to, że wcale nie taka mała miejscowość z ciężkim przemysłowym rodowodem i ze 120 tys. mieszkańców swoim codziennym funkcjonowaniem przestanie dokładać się do emisji dwutlenku węgla. Kiepska wiadomość dla chcących podążać tym tropem jest tylko jedna, no może dwie. Podobna transformacja zajmuje czas. Bardzo dużo czasu. I wymaga proporcjonalnie dużo wysiłku, nie tylko finansowego. Bo to, że dziś Lahti szczyci się tytułem zielonej stolicy Europy, przyznawanym najbardziej proekologicznym miastom Unii, jest efektem kilku dekad starań i m.in. 180 mln euro wyłożonych na nową elektrociepłownię.
W Lahti zaczęło się od jeziora
Zamożna północna Europa współcześnie należy do globalnych pionierów rozwiązań sprzyjających ochronie środowiska, ale nie zawsze tak było. Ekologiczny radykalizm jest m.in. rezultatem decyzji poprzednich pokoleń. Wiele z fińskich jezior, dziś czystych, jeszcze kilkadziesiąt lat temu zmagało się z zalewem ścieków spuszczanych z papierni, zakładów przetwórstwa drewna itd. W ich sąsiedztwie do dziś są miejsca – np. malownicze wysepki porośnięte lasem obok portów – skażone środkami używanymi w dawnych procesach technologicznych.
W Lahti też zaczęło się od jeziora. Vesijärvi ma powierzchnię mniej więcej Śniardw i nie tak dawno należało do najbardziej zanieczyszczonych w Finlandii. W pobliżu miasta nikt się w nim nie kąpał, zawalono je śmieciami, truto ściekami z gospodarstw domowych i fabryk,