Oto bilans obecnego etapu kryzysu. Chyba nikt – może poza osobami zapatrzonymi w reżim i szczególnie łatwowiernymi – nie uwierzy w nagrania uprowadzonego podstępem opozycyjnego blogera Ramana Pratasiewicza i jego partnerki Sofiji Sapiegi. Z twarzami z kamienia składają samokrytykę, przyznają się do popełniania przestępstw i zapewniają, że w aresztach są świetnie traktowani. Siniaki, otarcia i mowa ciała temu jednak przeczą. Sapiedze, którą zatrzymano na co najmniej dwa miesiące, nie pomaga nawet to, że jest obywatelką Rosji.
Czytaj też: „Pratasiewicz ma być wolny”. Europa ogłasza sankcje
Kłamstwa Łukaszenki i europejskie sankcje
Podobnie mało kto uwierzy w zapewnienia białoruskiego dyktatora, który objaśniał malowanemu parlamentowi, że przechwytując samolot lecący z Aten do Wilna, działał zgodnie z prawem, w interesie obywateli i bezpieczeństwa państwa. Łukaszenka powtórzył zgłaszane dotąd pretensje pod adresem Zachodu o sianie zamętu i dodał nowe zarzuty. Twierdzi, że nieprzychylne kraje rozpoczęły nie zimną, a lodowatą wojnę, traktują Białoruś jak poligon, chcą ją „udusić”, planują z nią gorącą wojnę, po czym uderzą w Rosję.
Sankcje, które zaczyna wprowadzać Unia Europejska, ani Białorusi, ani reżimu na pewno nie uduszą. Zakaz lotów na unijne lotniska dla białoruskiej Belavii i omijanie przez linie zachodnie białoruskiego terytorium to retorsje natury przede wszystkim symbolicznej. Choć grożą tarapatami dla przewoźnika i wiążą się z dolegliwościami dla wszystkich, którzy chcą się z kraju szybko wydostać lub do niego wjechać. Tym bardziej że granice z Polską i krajami bałtyckimi są w zasadzie zamknięte dla osób podróżujących prywatnie. Lotnisko w Mińsku (porty regionalne nie mają żadnego znaczenia, jeśli cokolwiek obsługują, to przede wszystkim wakacyjne loty czarterowe) pomyślano jako sposób naganiania pasażerów Belavii i najłatwiejszy kanał wjazdu na Białoruś, przylot na nie daje z automatu 30 dni bez wizy.
Czytaj też: Polska jest bierna w sprawach białoruskich. Co ją tak blokuje?
Kolejne wyroki na opozycjonistów
Bez większego echa przechodzą natomiast skandaliczne wyroki dla grupy opozycjonistów sądzonych w Mohylewie. Oskarżenie sprowadzało się do zarzutów o organizację masowych zamieszek. Pisarz Pawał Siewieryniec, lider Białoruskiej Chrześcijańskiej Demokracji, niedoszły kandydat w zeszłorocznych wyborach prezydenckich, typowany na ich faworyta i jeden z najbardziej charyzmatycznych przeciwników Łukaszenki, został skazany na siedem lat kolonii karnej o wzmocnionym rygorze. Siewieryniec siedzi od roku, wcześniej miał już na koncie wyrok pięciu lat prac poprawczych. Razem z nim skazano piątkę aktywistów, kary pozbawienia wolności od czterech do siedmiu lat otrzymali Iryna Szczasna, Jauhien Afnahiel, Paweł Juchniewicz, Andrej Wojnicz, Maksim Winiarski.
Ich proces pewnie nie zrobił takiego wrażenia jak sprawa Pratasiewicza, bo nie jest żadnym zaskoczeniem, że białoruskie sądy tasiemcowo skazują setki opozycjonistów, zapełniając kolonie karne. Niestety nie jest też wyjątkiem los więźnia politycznego i działacza opozycji demokratycznej Witolda Aszurka, pochowanego w Brzozówce pod Lidą, który w niewyjaśnionych okolicznościach zmarł w karcerze kolonii w Szkłowie.
Czytaj też: Polska mniejszość na celowniku
Na jakie wsparcie może liczyć Białoruś
W obronie Pratasiewicza dwie mieszkające w Warszawie Białorusinki rozpoczęły protest głodowy pod przedstawicielstwem Komisji Europejskiej i Parlamentu Europejskiego. Domagają się bardziej zdecydowanych sankcji, jakby z obawy, że za chwilę Białoruś zejdzie z radaru, zniknie z pierwszych – nie tylko europejskich – stron gazet i spadnie niżej w otchłanie informacyjnych serwisów.
Sprawa Pratasiewicza pokazała przy okazji rzeczywiste wsparcie, na jakie może liczyć przebywająca na emigracji białoruska opozycja. Owszem, czołówka polityków bywa zapraszana na różnej rangi spotkania. Prezydent Francji Emmanuel Macron chciał obecności Swiatłany Cichanouskiej, przywódczyni opozycji i prawdopodobnej zwyciężczyni sierpniowych wyborów prezydenckich, na szczycie G7, który ma się odbyć w czerwcu w Kornwalii. Brytyjczycy się nie godzą, co jednak jest wyjątkiem, Cichanouska objeżdża bowiem stolice Europy i gdzie by nie pojechała, spotyka się z dużą życzliwością. Z drugiej strony życzliwość niewiele kosztuje.
Z kolei następca Pratasiewicza na stanowisku redaktora naczelnego zasłużonego serwisu Nexta zwraca uwagę, że ich warszawskiego biura pilnowało dotąd raptem dwóch policjantów, a część ekipy przebywa w Polsce w zasadzie nielegalnie. Podobnie Pratasiewicz nie przebrnął przez procedurę azylową i m.in. z tego powodu miał przeprowadzić się z Warszawy do Wilna.
Czytaj też: To będzie jedno z najciekawszych miejsc w tym roku
Łukaszenka zaprasza Bidena
Wreszcie Łukaszenka zaprasza do siebie prezydenta Stanów Zjednoczonych. Joe Biden też wstawił się za Pratasiewiczem, w połowie czerwca ma się w Szwajcarii spotkać z prezydentem Rosji Władimirem Putinem, by rozmawiać m.in. o sytuacji na Białorusi – Putin jako sojusznik i sponsor zwasalizowanej Białorusi decyduje tu o kluczowych sprawach.
Łukaszenka namawia, by ich szczyt przeniósł się do Mińska. Zachęca Bidena, że jeśli się np. boi, to białoruskie wojsko wyśle mu na spotkanie nie jeden myśliwiec (jak podczas porwania maszyny z Pratasiewiczem na pokładzie), ale trzy samoloty. Dwa po bokach i jeden z tyłu. Najpierw jednak Biden powinien wziąć mapę i zorientować się, gdzie Białoruś w ogóle leży.
Czytaj też: 100 dni protestów na Białorusi. Co dalej?