Najpierw słowo wyjaśnienia, żebyśmy sobie lepiej potrafili wyobrazić, z kim mamy do czynienia, gdy myślimy o Ramanie Pratasiewiczu, byłym redaktorze naczelnym kanału Nexta, i jego koledze Sciepanie Pucile, któremu grozi w każdej chwili to samo.
Nexta to nie tylko dziennikarski portal, który ma kilka milionów użytkowników w różnych mediach społecznościowych, w tym na Telegramie, najważniejszym przekaźniku informacji w Białorusi (tu kanał Nexty jest największy na świecie). Nexta nie tylko relacjonował i demaskował działania władzy, ale podczas protestów, które zachwiały reżimem Aleksandra Łukaszenki, codziennie wysyłał do wszystkich obywateli dokładne instrukcje co do godziny i miejsca, a także metod protestu.
Czytaj też: Białoruś przejęła samolot Ryanaira i porwała opozycjonistę
Jak Nexta zagrzewał Białorusinów do protestów
Informacje miały bardzo zaangażowaną formę i miały zmotywować jak największą liczbę Białorusinów do działania. Wyglądało to np. tak:
15 sierpnia 2021 r. Przyjaciele, zbliżamy się do prawdy o tym, co oni zrobili ludziom. Pełen obraz będzie jeszcze straszniejszy niż to, co wiemy. Nie mamy wyboru, musimy zburzyć ten system. Oprawcy muszą zostać pociągnięci do odpowiedzialności za wszelkie tortury, okrucieństwa i morderstwa. Jutro i pojutrze zbliżamy się do finału.
- Mińsk, godz. 14, marsz narodowy „O wolność”. Zadzwoń wcześniej do wszystkich sąsiadów i wyjdźcie razem do centrum miasta. Gdy tylko zajmiemy cały pl. Niepodległości, przenosimy się do Steli [Miasto Bohater, gdzie odbyła się pierwsza powyborcza demonstracja rozbita przez OMON i wojsko] i tam wzywamy władze do odpowiedzi za zbrodnie.
- Regiony, godz. 14. W ten sam sposób wszystkie miasta wychodzą na centralne place i wzywają szefów powiatowych komitetów wykonawczych i departament policji do rozliczeń.
NASZE ŻĄDANIA:
- Natychmiastowa wolność dla wszystkich osadzonych i dla więźniów.
- Odejście Łukaszenki.
- Sprawiedliwość dla sprawców morderstw i tortur.
UWAGA:
- Jeśli nasze żądania nie zostaną spełnione, cały Mińsk zająć powinien al. Partyzancką i dotrzeć do MZKT [gdzie planował przyjść Łukaszenka]. Czekamy tam na wszystkich strajkujących pracowników Mińska. Jeśli Łukaszenka nie chce odpowiadać przed ludem i ucieka, mieszkańcy Mińska idą na pl. Niepodległości i dają urzędnikom ostatnią szansę na przejście na stronę ludu.
- W regionach strajkujący pracownicy również gromadzą się w centrum i dają ostatnią szansę władzom lokalnym. A wszyscy inni mieszkańcy przychodzą ich wspierać.
Białorusini, to jest FINAŁ. Nie możemy wybaczyć tego sadyzmu i morderstwa. ABSOLUTNIE WSZYSCY WYJDŹCIE!
Czytaj też: Polska mniejszość na celowniku
Najlepiej poinformowany kanał
Tego dnia na ulice Mińska wyszło rekordowe pół miliona ludzi. Gdzie iść i co robić, wiedzieli dzięki takim instrukcjom jak powyższa – pisanym przez Pratasiewicza i Pucilę. Na co dzień wyglądało to jak rywalizacja dwóch sztabów: coraz bardziej spanikowanej ekipy Łukaszenki i ludzi Nexty, zbierających tysiące informacji i zdjęć z całej Białorusi i na tej podstawie układających taktykę działania, która następnie była rozsyłana do wszystkich obywateli. Każda wiadomość i zdjęcie stawały się wiralami, były podawane przez Białorusinów, trafiały za pośrednictwem dziennikarzy zagranicznych do widzów i czytelników na całym świecie.
Nexta był najlepiej poinformowanym podmiotem, bo rezydował poza Białorusią, w Warszawie, a więc nikt nie wyłączał mu internetu i nikt do niego nie strzelał ani go nie atakował. Do czasu.
Dla Łukaszenki Pratasiewicz i Pucila to byli wrogowie, zdrajcy numer jeden i dwa, bo to nie od kandydatki na prezydenta Swiatłany Cichanouskiej płynęły polecenia do ludzi, co mają robić, ale od Nexty, z uwzględnieniem oczywiście interesów i opinii innych (na tyle, na ile się dało w błyskawicznie zmieniającej się sytuacji). Dlatego Łukaszenka gotów był poruszyć niebo i ziemię, żeby dorwać kilku odważnych i zdolnych 20-latków. Dodatkową motywacją był opublikowany przez Nextę film o bogactwach białoruskiego dyktatora, analogiczny do tego, który opublikował Nawalny o wartym miliard latyfundium Władimira Putina nad Morzem Czarnym.
Czytaj też: To będzie jedno z najciekawszych miejsc na świecie w tym roku
Nic bez zgody Moskwy
Porwanie samolotu należącego do Unii przez Białoruś nie mogło się zdarzyć bez zgody albo polecenia z Moskwy. Nie chodzi nawet o techniczne możliwości, bo od biedy Białoruś i jej agentura zagraniczna same mogłyby sobie z tym poradzić i odważyć się na to.
Zastosowano środki w światku przestępczym nazywane metodami „na rympał”, czyli najbrutalniejsze i prymitywne, byle skuteczne: wysłanie sygnału o bombie, następnie samolotu bojowego MIG-29 i pod groźbą zestrzelenia sprowadzenie Boeinga 737-800 na wybrane lotnisko (maszyna była znacznie bliżej Wilna niż Mińska, więc nie mogło chodzić o bezpieczne lądowanie w najbliższym miejscu).
Na lotnisku pokazówka z przeszukiwaniem walizek i pasażerów, dopadnięcie młodego dysydenta i jego dziewczyny w roli zakładników. Wykorzystywanie rodziny to klasyka KGB, znacznie ułatwiająca wymuszanie torturami zeznań.
Tak zrobiono przecież z samą Cichanouską, której mąż siedzi w więzieniu. Porwano ją po pierwszych sierpniowych protestach w Mińsku, (najprawdopodobniej) pokazano jej tortury męża i zmuszono do nagrania przemówienia z wezwaniem do zaprzestania protestów. A następnie niewygodną liderkę opozycji wyrzucono za granicę. Ponieważ wszyscy w Białorusi znają te metody, nikt nie potępił Cichanouskiej ani nie przerwał protestów.
Porwanie samolotu ze 177 pasażerami, w tym jednym z najważniejszych opozycjonistów wobec reżimu, wpisuje się w linię postępowania Rosji i Białorusi. To ma być najbardziej czytelny, jak tylko się da, sygnał do wszystkich stron:
- opozycjonistów: „dni każdego z was są policzone, dla nas jesteście zdrajcami, a zdrajców zabijamy”
- własnych obywateli: „jakikolwiek udział w protestach oznacza więzienie, jakakolwiek ich organizacja – śmierć”
- Unii Europejskiej: „nie boimy się was, możemy was nawet ośmieszyć i nic nam nie zrobicie, bo jesteście słabi, co wam udowadniamy co chwila”.
Nawalnego otruliśmy i co się stało? Potężne USA, Wielka Brytania i cała Unia Europejska wyraziły zaniepokojenie i wprowadziły jakieś pozorowane sankcje bez żadnych konsekwencji. Później Nawalnego wsadziliśmy do łagru i co? Palcem nie kiwnęliście. Gdy Czechy ujawniły, że im składy broni wystrzeliliśmy w powietrze, zabijając dwóch ludzi – to samo. Ostatnio nawet sankcje z firm budujących Nord Stream II zdjęliście, pokazując, że chodzi wam tylko o kasę. Śmieją się z was nawet wasi obywatele.
Czytaj też: 100 dni protestów na Białorusi. Co dalej?
Czy polskie służby zrobiły, co się dało?
Teraz jeszcze Rosja pokazała, że służby państw moralnie zobowiązanych do chronienia i ostrzegania przed niebezpieczeństwami opozycjonistów (choćby tych, którym oficjalnie grozi kara śmierci) to dyletanci albo, co gorsza, nie było takiego rozkazu. Pratasiewicz miał litewski, a więc de facto unijny azyl bezpieczeństwa, Nexta rezyduje w Polsce. Czy polskie służby zrobiły wszystko, co się dało, albo cokolwiek, żeby chronić i ostrzegać przed niebezpieczeństwem młodych opozycjonistów?
Wiadomo było, co grozi Pratasiewiczowi i Pucile. Wiadomo było, że Rosja i Białoruś porywają, a nawet zabijają za granicą tych, których uważają za zdrajców. I wiadomo było, że porywa się w tym celu nawet samoloty.
Czytaj też: Czas młodych na Białorusi