Zapytany, co go łączy z pozostałymi liderami opozycji, Péter Márki-Zay odpowiada zaskakująco szczerze jak na polityka: – Oprócz chęci odsunięcia Viktora Orbána od władzy? Niewiele. Ale wszystko jest lepsze od Orbána. Nawet chaos.
Wyczerpana porażkami węgierska opozycja eksperymentuje z nową strategią. W zaplanowanych na wiosnę 2022 r. wyborach parlamentarnych sześć ugrupowań – od postkomunistów przez partię byłego premiera Ferenca Gyurcsánya, liberałów, zielonych i młodzież z ruchu Momentum, aż po prawicowy Jobbik – w 106 jednomandatowych okręgach po raz pierwszy wystawi wspólnych kandydatów na posłów. No i przede wszystkim – jednego kandydata na premiera. Ma zostać wyłoniony w październiku, choć nie wiadomo jeszcze, na jakich zasadach (zostaną ustalone do sierpnia). Ten wybór wspólnego kandydata może się okazać najtrudniejszą przeszkodą do pokonania.
Márki-Zay to jeden z pięciu pretendentów w tych prawyborach. – Nie jestem fanem ani Orbána, ani socjalistów, którzy rządzili przed nim. Ale jest jedna różnica: system polityczny. Spójrz na Niemcy i Rosję. W Rosji żyje wielu uczciwych ludzi, a w Niemczech – wielu kryminalistów. A jednak wolałbym mieszkać w Niemczech, bo to kraj demokratyczny – mówi Márki-Zay. – Przypominają mi się lata 80., kiedy ludzi o różnych profilach, liberałów, socjalistów czy konserwatystów, łączyło to, że byli antykomunistami. Z nami jest podobnie.
Ponowne zjednoczenie
To właśnie Márki-Zay udowodnił, że przebicie się przez mur zbudowany przez Fidesz, partię Orbána, jest możliwe. W 2018 r., mając przeciw sobie media i lokalną administrację, sensacyjnie wygrał wybory na burmistrza Hódmezővásárhely, miasta w południowo-wschodnich Węgrzech.