Świat

Czy Europa będzie miała miniarmię? Błaszczak mówi „nie”

Szef MON Mariusz Błaszczak Szef MON Mariusz Błaszczak Kancelaria Prezesa RM
Unia Europejska rozpoczyna kolejną dyskusję o własnych siłach zbrojnych. Nie chodzi o całą armię, a o brygadę interwencyjną do działań poza terytorium wspólnoty. Czy są na nią szanse? Dlaczego Warszawa się sprzeciwia?

14 krajów, w tym uznawane za kontynentalny motor Francja i Niemcy, właśnie ogłosiło pomysł powołania pięciotysięcznej brygady szybkiego reagowania, zdolnej do interwencji lub wsparcia państw sąsiadujących ze wspólnotą. W założeniach chodzi o to, by zapobiegać destabilizacji i opanowywać kryzysy w pobliżu UE. To kolejna propozycja przełożenia ekonomicznej i politycznej siły Unii na narzędzia militarne. Nie tak ambitna i nierealistyczna jak wcześniejsze projekty wielkiej „europejskiej armii”, co nie znaczy, że łatwa do przeprowadzenia.

Czytaj też: „Królowa Elżbieta” wypływa w świat. Sygnał dla Chin i Rosji

Bez Polski i Rumunii?

Pomysł, dyskutowany wcześniej w kręgach eksperckich, jako propozycja polityczna pojawił się dość nagle – tuż przed czwartkowym spotkaniem szefów MON – i również dlatego spotkał się z nieufną reakcją części uczestników. Z drugiej strony trafia na bardziej podatny grunt – Amerykanie zmienili nieco stanowisko i już nie oponują tak ostro wobec wzięcia przez Europę spraw bezpieczeństwa we własne ręce, a rosnąca grupa krajów widzi potrzebę posiadania zbrojnego ramienia wspólnoty, choćby o ograniczonym zasięgu i niewielkiej sile, która w żadnym razie nie może się równać z NATO.

Na grupę zainteresowanych składa się zachodnioeuropejski trzon Unii: Niemcy, Francja, Włochy, Hiszpania, Belgia, Holandia, Luksemburg; do tego dochodzą kraje peryferyjne zainteresowane wzmacnianiem bezpieczeństwa wspólnotowego, jak Irlandia, Portugalia, Cypr, Grecja, oraz dwójka przedstawicieli naszego regionu, czyli Europy Środkowo-Wschodniej, Słowenia oraz Czechy.

Reklama