W poniedziałek obchodziliśmy swoje święto narodowe, toteż łatwo było przeoczyć, że w Londynie po raz pierwszy od dwu lat zebrała się grupa G7, określana dawniej mianem „najbardziej uprzemysłowionych krajów świata”, tj. przypomnijmy: USA i Kanada zza oceanu, z Azji Japonia i cztery kraje europejskie – Wielka Brytania, Niemcy, Francja i Włochy. Pierwszego dnia spotkania szefów dyplomacji i ministrów rozwoju na agendzie były szczepionki przeciw covid-19, a zwłaszcza to, jak pomóc krajom niezamożnym – to doraźnie najważniejszy problem światowy.
Czytaj też: Szczyt klimatyczny Bidena. Piękne słowa nie wystarczą
Świat demokracji kontra Chiny i Rosja
Ale już dalej – według informacji amerykańskiego sekretarza stanu Antony′ego Blinkena – obrady obejmowały strategię na przyszłość: koordynację wysiłków zaproszonych partnerów w rywalizacji globalnej świata demokratycznego z autorytarnymi wizjami Chin i Rosji. Sprawa godna największej uwagi, tym bardziej że gospodarze spotkania doprosili do niego Indie, Australię, Koreę Południową i RPA, a także sułtanat Brunei, który przewodniczy dziś Stowarzyszeniu Krajów Azji Południowo-Wschodniej. Cóż, punkt ciężkości świata z roku na rok przesuwa się w kierunku Azji i nie wiadomo, jak długo grupa G7 z czterema krajami europejskimi utrzyma się w obecnym kształcie.
Zostawmy na razie szczepionki i przyjrzyjmy się tematowi, który zdaniem anglosaskich komentatorów dominuje w tle: rywalizacji z Chinami.