W dużym uproszczeniu: Szkoci twierdzą, że poszło o rasizm, w czym przytakuje im brytyjska opinia publiczna. Czesi z kolei uważają, że w walce o wielkie pieniądze Szkoci potraktowali ich tak, jak kolonialiści traktowali ludy podbite w wiekach dawno minionych. Z tym że Czechów nikt nie chce słuchać.
Mecz rozegrano w marcu, ale dochodzenie, co się właściwie stało w Glasgow, nadal trwa. Przez kilka wiosennych tygodni w czeskich mediach temat przebijał nawet pandemię. Zupełnie niesportowy, liberalno-demokratyczny tygodnik „Respekt” poświęcił sprawie okładkę, na której wybite było pytanie: „I kto tu jest rasistą?”.
17 marca Slavia Praga grała w Glasgow z tamtejszym klubem Rangers. Czesi nie byli faworytem, a mimo to wygrali i awansowali do ćwierćfinału Ligi Europy. W drugiej połowie przegrywający Rangersi popisywali się na boisku wyjątkową brutalnością. Kopniętego w twarz czeskiego bramkarza karetka zabrała do szpitala, gdzie okazało się, że ma pękniętą czaszkę. W czasie meczu w zasadzie bez przerwy wybuchały kłótnie i przepychanki między piłkarzami.
Po ostatnim gwizdku Rangersi pobiegli do szatni, a Czechów ochrona przez pół godziny trzymała na chłodzie. Potem doszło do zorganizowanego zamachu: organizatorzy wywabili z szatni jednego z czeskich zawodników, który w obecności obu trenerów oraz obserwatorów UEFA został pobity przez piłkarza Rangersów. Czesi wracali do hotelu z ochroną policyjną.
Różne wersje
Szkoci prezentują własną wersję wydarzeń, w której w ogóle nikt nie wspomina o kopaniu po głowie (Twitter Rangersów określił to jako „zderzenie”) czy pobiciu. Trener Szkotów, a za nim brytyjskie media mówią wyłącznie o tym, że pod koniec meczu czeski obrońca Ondřˇej Kúdela miał pod adresem jednego z ich graczy dopuścić się rasistowskiego wyzwiska.