Z Joem Bidenem jako gospodarzem przemawiającym z Białego Domu odbyło się w czwartek i piątek wirtualne spotkanie przywódców 40 państw poświęcone walce z niebezpieczną zmianą klimatu na Ziemi. Na wideotelekonferencji amerykański prezydent zapowiedział, że USA zredukują do 2030 r. emisje gazów cieplarnianych o 50–52 proc. w porównaniu z 2005 r.
Liderzy pozostałych krajów – największych emitentów – złożyli podobne deklaracje. Największy z nich, tj. Chiny odpowiedzialne za 28 proc. światowych emisji, ustami Xi Jinpinga zapowiedziały redukcję do 2060 r. do poziomu net-zero, czyli takiego, w którym gazy (głównie dwutlenek węgla) są w całości przechwytywane i magazynowane tak, by nie dostawały się do atmosfery. I nawet prezydent Brazylii Jair Bolsonaro, który sekundował Trumpowi w kwestionowaniu ludzkiej działalności jako sprawczyni zmian klimatu, na zoomszczycie oświadczył, że jego kraj zamierza osiągnąć net-zerowy poziom emisji do 2050 r.
Stany niezjednoczone w sprawie klimatu
Telekonferencja była potwierdzeniem radykalnej zmiany polityki USA, które za kadencji Trumpa wycofały się z porozumienia paryskiego. Kanclerz Niemiec Angela Merkel i przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von den Leyen komplementowały Bidena za ponowne objęcie w tej sprawie roli globalnego przywódcy.
Prezydent nie powiedział tym razem, jak dokładnie Ameryka zamierza osiągnąć deklarowane zmniejszenie emisji. Według Białego Domu planuje się przejście energetyki na czyste, wolne od węgla źródła energii do 2035 r., radykalną redukcję emisji paliw z samochodów, zwiększenie efektywności paliwowej pojazdów oraz wyposażenie domów w bardziej energooszczędne systemy ogrzewania. Biden przypomniał, że w zgłoszonym z jego inicjatywy do Kongresu projekcie ustawy o naprawie infrastruktury przewiduje się m.in. bodźce dla zwiększenia produkcji e-samochodów, budowy stacji ich ładowania oraz modernizację sieci przesyłania energii elektrycznej.
Globalne przywództwo USA pod rządami Bidena stwarza nadzieję, że jego przykład zmobilizuje innych do podobnych działań. Ameryka nie jest jednak zjednoczona w sprawie zmian klimatu i sama wcale nie gwarantuje, że zrealizuje ambitny cel redukcji emisji o połowę za dziewięć lat. Jeżeli kierownictwo kraju nie pozostanie do 2030 r. w rękach demokratycznego prezydenta i Kongresu, polityka przechodzenia na „zieloną” gospodarkę, odnawialne i czyste źródła energii prawdopodobnie nie będzie kontynuowana.
Czytaj też: Jak ludzie radzili sobie z kryzysem klimatycznym?
Biden obiecuje nowe miejsca pracy
Partia Republikańska ma bowiem zupełnie inną wizję potraktowania tego problemu. Jej czołowi politycy skrytykowali już Bidena za wstrzymanie budowy gazociągu Keystone mającego przesyłać gaz z Kanady do Zatoki Meksykańskiej, moratorium na odwierty naftowo-gazowe na dziewiczych ziemiach Alaski i chronionych terenach federalnych. Republikanie „tradycyjni” pilnują interesów lobby tradycyjnej energetyki, a „strumpizowani” politycy GOP występują jako obrońcy klasy robotniczej, trąbiąc, że szlaban na wiercenia i zamykanie kopalń oznaczają utratę dziesiątków tysięcy miejsc pracy.
I to jest, niestety, prawda. Na szczycie Biden mówił, że nie będzie tym razem straszył katastrofalnym ociepleniem klimatu, bo przyszłość nie musi być ponura – także dla tysięcy (milionów?) tracących zatrudnienie ludzi. Na telekonferencji pragnie tylko podkreślić, że nowa, zielona gospodarka oznacza także perspektywę nowych miejsc pracy w sektorach energii wiatrowej i słonecznej, przy produkcji elektrycznych aut i całej branży high tech wytwarzającej infrastrukturę dla nowych, niezanieczyszczających środowiska urządzeń. Pracy, w dodatku lżejszej, a w każdym razie „czystszej” niż harówka w kopalni albo w rafineriach ropy naftowej.
Posłuchaj: Zielony Ład. Czy pokonają go węglowi populiści?
Ameryka, kraj taniej benzyny
Rzecz w tym, że to na ogół przyszłość, często odległa. Nowe technologie czynią postępy, ale samochody elektryczne są wciąż drogie, a ich ładowanie niepraktyczne. Jednym z gazów cieplarnianych jest metan emitowany do atmosfery m.in. w czasie hodowli bydła – a sztuczne, syntetyczne mięso to na razie dopiero produkt eksperymentów laboratoryjnych. A zresztą kto będzie chciał konsumować na kolację taki delikates?
Tymczasem zamrażanie odwiertów i budowy gazociągów to bolesna teraźniejszość. Dlatego przemysł paliw kopalnych – w kraju taniej benzyny, jakim jest Ameryka – ma się na razie bardzo dobrze. A amerykańscy prezydenci są rozliczani co cztery lata i Biden, chociaż długofalowo ma rację, może być zmuszony do korekty swoich ambitnych planów.
Czytaj też: Jak rozmontować dziedzictwo Trumpa