Internet powstał jako projekt CIA i jako taki jest kontynuowany – przekonuje prezydent Władimir Putin. W tym stwierdzeniu jest ziarno prawdy. Dziewicza sieć, która w 1969 r. połączyła cztery uniwersytety w Kalifornii i Utah, powstała dzięki grantowi od ARPA, agencji departamentu obrony USA stworzonej krótko po starcie sputnika w kosmos. Miała ona sprawić, żeby amerykańscy naukowcy pracujący dla wojska już nigdy więcej nie dali się tak strasznie wyprzedzić swoim radzieckim kolegom.
Internet w jakimś stopniu jest więc owocem rywalizacji rosyjsko-amerykańskiej. Prawie na pewno jest tak według dawnego kagiebisty Putina. I dlatego od kilku lat Rosjanie odgrażają się, że stworzą „suwerenny internet”, który będzie wybiciem się na niepodległość w obecnym, zdominowanym przez Amerykanów internecie. A przy okazji, ale to już zupełnie inna historia, pozwoli władzom lepiej kontrolować obywateli.
Mur
Jako pierwsi wybili się na niepodległość Chińczycy, którzy – 2200 lat po budowie Wielkiego Muru – stworzyli Wielki Mur Elektroniczny (ang. Great Firewall of China). Zabezpiecza on ponad 900 mln chińskich internautów przed potencjalnie zgubnymi wpływami z zewnątrz. Dla nich nie istnieją Google, Facebook, BBC, YouTube, Twitter ani Wikipedia – wszystkie te strony i usługi, podobnie jak dziesiątki innych, zostały kilka lat temu zablokowane.
Za Wielkim Murem Elektronicznym panuje totalna inwigilacja. Wypowiedzi skrajne są usuwane. Zablokowane są strony pornograficzne. Nawet wulgaryzmy czy opisy seksualnych ekscesów są często cenzurowane. Z wielkich amerykańskich firm ostała się tylko Apple, która poszła na współpracę z władzami w Pekinie i z chińskiej wersji iTunes posłusznie usuwa wszystkie nieprawomyślne aplikacje.
Jednakże chiński suwerenny internet to nie tylko zakazy i ograniczenia.