Przed sądem w Minneapolis od kilku dni toczy się proces Dereka Chauvina, białego funkcjonariusza oskarżonego o zabójstwo czarnoskórego George′a Floyda w czerwcu ubiegłego roku. W całej Ameryce rozlała się wtedy fala demonstracji przeciw rasizmowi i brutalności policji. Pierwszy tydzień rozprawy, rozpoczętej w miniony poniedziałek, przyniósł niezbite dowody winy Chauvina. Chociaż aresztowany przez niego Floyd miał ręce z tyłu unieruchomione kajdankami, policjant przez 9 min przygniatał kolanem jego szyję, powodując śmierć przez uduszenie. Funkcjonariusz ignorował kilkakrotnie przez niego wypowiadane słowa: „Nie mogę oddychać”.
Czytaj też: Bardziej kolorowa Ameryka
George Floyd. Morderstwo drugiego stopnia
W pierwszym tygodniu kluczowe zeznania złożył jako świadek porucznik Richard Zimmerman, szef wydziału zabójstw w departamencie policji w Minneapolis. Powiedział on, że funkcjonariusze mogą użyć siły, gdy aresztowany stawia opór, a nic nie uzasadniało zachowania Chauvina, skoro Floyd leżał na brzuchu i był skuty kajdankami. Jak podkreślił, policjant musiał zdawać sobie sprawę, że klęcząc tak długo na szyi ofiary, może ją zabić.
Zeznania Zimmermana potwierdziły postawiony Chauvinowi zarzut morderstwa drugiego stopnia, czyli zabójstwa bez premedytacji, ale z zamiarem zadania obrażeń powodujących zgon. Rozprawie przysłuchuje się ława przysięgłych, która w razie wątpliwości co do tego zarzutu będzie mogła uznać oskarżonego winnym morderstwa trzeciego stopnia (przestępstwo w kodeksie stanu Minnesota), tzn. fizycznej agresji mogącej spowodować śmierć – agresją jest nadmierne użycie siły – albo nieumyślnego zabójstwa. Uznanie policjanta winnym tylko takiego zarzutu nie wydaje się prawdopodobne w świetle dowodów. Cały tragiczny incydent został nagrany przez świadków, a nawet kamerą przytwierdzoną do munduru... samego Chauvina.
Werdykt skazujący go za takie stosunkowo łagodne przestępstwo wywołałby najpewniej burzę protestów. Proces, transmitowany na żywo przez telewizje CNN, MSNBC i BBC World, śledzony jest z uwagą szczególnie przez Afroamerykanów. Jego konkluzja – spodziewana za miesiąc – będzie ważnym miernikiem gotowości amerykańskiego systemu sprawiedliwości do rzetelnego rozliczenia policji za brutalność, nadużywanie siły i broni palnej motywowane zwykle przesądami rasowymi. Przeważająca większość zabójstw czarnych przez białych policjantów bez wystarczającego uzasadnienia uchodzi im na sucho. Nie zmieniła tego prezydentura Baracka Obamy, bo przypadki takie z reguły rozpatrują sądy stanowe, a nie federalne.
Czytaj też: Niespełnione marzenie Martina Luthera Kinga
Oskarżony Derek Chauvin
Adwokat Chauvina Eric Nelson usiłuje przekonać sąd, że przyczyną śmierci Floyda nie było uduszenie, tylko stan jego zdrowia. Floyd zażywał narkotyki, bo wpadł w nałóg – jak zeznała jego partnerka – po przepisaniu mu przez lekarzy leków przeciwbólowych. Krytycznego dnia był pod wpływem środków odurzających. Nelson przedstawił ekspertyzę lekarską, która miałaby potwierdzać, że zgon nastąpił w wyniku ich działania. Kwestionują ją jednak lekarze powołani przez prokuraturę, a prawnicy komentujący proces podkreślają, że nawet gdyby sadystyczne przyduszanie Floyda nie było jedyną przyczyną jego śmierci, nie zmniejsza to wcale winy oskarżonego.
Prowadzący sprawę prokurator Matthew Frank popełnił, jak się ocenia, niewielki błąd, powołując na świadka Donalda Williamsona, zawodnika i specjalistę od sztuk walki. Obrońca wydobył od niego zeznanie pozwalające na argumentację, że Chauvin miał powody, by przyduszać Floyda przez 9 min. Williamson zeznał, że policjant zabił aresztowanego, ale wypytywany przez Nelsona powiedział, że mężczyzna powalony w czasie walki i wyglądający na nieprzytomnego może nagle wstać i zaatakować. Adwokat dowodził, że Floyd stawiał silny opór przy zatrzymaniu, a ponieważ był wysoki i atletycznie zbudowany, Chauvin mógł się obawiać, że nagle poderwie się z ziemi i rzuci się na niego.
Czytaj też: Richard Spencer, nowa twarz rasizmu
Biali policjanci i ludzie z marginesu
Prokurator zbił te argumenty, przypominając, że Floyd był w kajdankach, a Chauvinowi asystowali dwaj policjanci. Będą oni odpowiadać za przyzwolenie na bezzasadną brutalność kolegi. Mecenas Nelson używał na procesie jeszcze bardziej absurdalnych metod obrony, twierdząc, że ludzie przypatrujący się zatrzymaniu Floyda – a incydent miał miejsce wieczorem przed sklepem – zaczęli formować „wrogi tłum”, który zagrażał funkcjonariuszom i „odwracał ich uwagę” od aresztowania. Na licznych filmach i zdjęciach widać, że chodzi o kilkanaście osób stojących po przeciwnej stronie ulicy.
Jak bywa na procesach policjantów oskarżanych o nadużycie siły – rzadkich, bo sprawy tego rodzaju kończą się w USA najwyżej zwolnieniem ze służby – adwokat Chauvina starał się przedstawić ofiarę jako osobnika z przestępczego marginesu. Floyd miał w przeszłości lekkie konflikty z prawem, ale w ostatnich latach prowadził życie spokojnego obywatela, pracował m.in. jako ochroniarz w Armii Zbawienia.
Krytycznego dnia zapłacił jednak w sklepie fałszywym banknotem 20-dolarowym, co stało się powodem wezwania policji i aresztu, a obronie pozwoliło oczerniać go jako społecznego wyrzutka.
Czytaj też: Spike Lee o rasizmie w USA