Świat

Wyniki śledztwa w Wuhanie, czyli kapitulacja WHO

Szef WHO Tedros Adhanom Ghebreyesus Szef WHO Tedros Adhanom Ghebreyesus Fabrice Coffrini / AFP / East News
Na wyniki śledztwa WHO, działającego we współpracy z chińskim rządem, świat czekał długo. Zostały opublikowane, ale wyjaśniają niewiele. Stworzyły za to pole do spekulacji.

Do świadomości publicznej przebił się w pierwszych dniach stycznia ubiegłego roku, gdy nazywany jeszcze „nieznanym wirusem atakującym drogi oddechowe” ogarniał kolejne obszary Chin. Najpierw Wuhan, potem prowincję Hubei, wreszcie większość kraju i niemal wszystkie państwa Azji Południowo-Wschodniej. W połowie lutego trafił do Europy. Dalszy ciąg tej historii znamy wszyscy. Początek pandemii, która sporą część ludzkości zamknęła w domach na przeszło rok, dzisiaj wydaje się odległy. I choć z wirusem udało się wygrać wiele bitew, na czele z tą najważniejszą – o stworzoną w rekordowo krótkim czasie skuteczną szczepionkę – to wciąż nie do końca wiadomo, skąd się wziął.

Dochodzenie w Wuhanie

Wyjaśnić to miała międzynarodowa misja Światowej Organizacji Zdrowia (WHO), złożona m.in. z lekarzy, biologów i ekspertów ds. zdrowia publicznego. Cel: pojechać do Wuhanu, zbadać słynny targ zwierząt hodowanych w celach spożywczych, spotkać się z pierwszymi pacjentami, którzy zapadli na covid-19, i przy wsparciu lokalnych ekspertów i dokumentacji odtworzyć początki pandemii. Problemy pojawiły się jednak tak szybko jak sam pomysł wysłania misji do Chin.

Pekin bronił się przed nią wszelkimi sposobami. Dochodzenie uznał za spisek przeciw jego interesom, polityczny atak, a nawet akt rasizmu. Chociaż pomysł śledztwa poparło niemal od razu 120 państw (w tym Polska), a niektóre, jak Australia, domagały się go jeszcze w 2020 r., Xi Jinping nie zamierzał nikomu ułatwiać sprawy. Twierdził, że owszem, śledztwo powinno zostać przeprowadzone, ale gdy zaraza zostanie opanowana – za rok czy dwa. Eksperci odpowiadali, że po takim czasie odtworzenie łańcucha zakażeń będzie niemożliwe. W dyskusji dominowała nieufność wobec Chin, więc mnożyły się obawy, że zatrą ślady, zanim WHO dotrze na miejsce.

Czytaj też: Człowiek, który stał się twarzą walki z covid-19

Trump miał rację? Częściowo

Szczególnie drażniące dla Xi były teorie, że covid został celowo wypuszczony z laboratorium, a pandemia miała wzmocnić Państwo Środka politycznie i gospodarczo. Zwolennikiem takiej interpretacji okazał się zwłaszcza były prezydent USA Donald Trump i członkowie jego gabinetu, choć nie brakowało ich również w innych krajach. Sam Trump nalegał na osobne, amerykańskie śledztwo w Wuhanie. W kompetencje WHO nie wierzył, wycofując zresztą później kraj ze struktur tej organizacji. Uważał, że – już teraz znajdująca się pod znaczącym wpływem Chin – nie będzie w stanie przeprowadzić skutecznego dochodzenia.

I trzeba przyznać, że daleki od prawdy nie był, choć najpewniej mylił się co do przyczyn ewentualnego fiaska. Śledczy zaczęli pracę w styczniu 2021 r. i zderzyli się ze ścianą. Z zespołu zaczęły dochodzić sygnały o braku dostępu do danych z pierwszych dni pandemii i ogólnej niechęci Pekinu do ujawniania jakichkolwiek dokumentów. Problematyczna okazała się współpraca między zagranicznymi ekspertami i chińskimi naukowcami, którzy stanowili połowę składu misji. Ci pierwsi otwarcie kwestionowali niezależność tych drugich, oskarżając ich o działanie motywowane politycznie. Wątpliwości budził też format misji: pierwszą część dochodzenia prowadzili tylko Chińczycy, a inni dołączyli później, rzekomo tylko w celu potwierdzenia pierwotnych konkluzji i nadania im międzynarodowej legitymacji. Pekin odgryzał się oskarżeniami, rzucanymi zwłaszcza w stronę Waszyngtonu, mówiąc, że sytuacja jest dokładnie odwrotna – to Chińczycy pracują niezależnie, a obcokrajowcy są w Wuhanie tylko po to, by zakwestionować wyniki.

Czytaj też: Orwell w chińskim wydaniu

Sprzeczne ustalenia WHO

Sprawę dodatkowo komplikuje to, że sami eksperci publikowali, często na własną rękę, sprzeczne komunikaty o dochodzeniu. 9 lutego Duńczyk Peter Ben Embarek poinformował, że „niemal na pewno” można wykluczyć hipotezę, że covid wydostał się z laboratorium. Zaledwie trzy dni później w przeciwnym tonie wypowiedział się szef WHO Tedros Adhanom Ghebreyesus, stwierdzając, że „wszystkie scenariusze są wciąż rozważane”.

22 lutego na portalu „The Conversation” doświadczenia z udziału w misji przedstawił Dominic Dwyer, australijski naukowiec związany z uniwersytetem w Sydney. Jego zdaniem, podobnie jak Embareka, można wykluczyć opcję z laboratorium, ale i nie ma pewności, że wszystko zaczęło się na targu. Dwyer argumentował, że zadziałał on raczej jako katalizator. Powoływał się na przebadane próbki krwi pracowników laboratorium Instytutu Wirusologii w Wuhanie i na badania pierwszych (oficjalnie zarejestrowanych) 178 pacjentów. Nie wszyscy byli na targowisku, nie każdy miał kontakt z żywnością stamtąd pochodzącą. „Punktu wyjścia musimy szukać gdzieś indziej” – podsumował. Co ciekawe, bardzo dobrze wypowiadał się przy tym o chińskich partnerach misji, którzy dane z Wuhanu udostępniali bez większych przeszkód. Krótko mówiąc, do publikacji raportu było wiadomo, że nic jeszcze nie wiadomo.

Jak koronawirus opanował planetę

Na czym więc ostatecznie stanęło? W czasie wtorkowego briefingu, transmitowanego w mediach społecznościowych, Ghebreyesus posługiwał się niemal wyłącznie ogólnikami. Poinformował, że sporządzono 120-stronicowy raport, ale nie da się jednoznacznie stwierdzić, jak SARS-CoV-2 opanował planetę. Najpewniej przeskoczył na ludzi ze zwierząt, ale nie jest do końca jasne, jakiego gatunku – wymienia się nietoperze, ale też króliki, a nawet bobry. Najpewniej stało się to gdzieś w przestrzeni publicznej, choć sam szef WHO odmówił kategorycznego rozbrojenia teorii o laboratorium.

Co więcej, wciąż brana jest pod uwagę nawet propagandowa hipoteza chińskiego rządu, zakładająca, że covid-19 został przywleczony z zewnątrz – celowo lub nie – w mrożonych produktach spożywczych. Ghebreyesus przyznał wprawdzie, że zespół nie otrzymał od Pekinu kompletu danych, ale w późniejszych wypowiedziach już tylko kluczył. Raport nazwał dobrym wstępem do dalszych badań i przyznał, że eksperci wciąż nie wiedzą dość, żeby definitywnie ustalić przyczynę wybuchu pandemii. Dowiedzieli się wiele o jej przebiegu w pierwszych dniach grudnia 2019 r., ale o „dniu zero” wiele powiedzieć się nie da.

Za miękko wobec Chin?

Tym samym otworzył pole do spekulacji nie tylko naukowych, ale i politycznych. Dzisiejszą deklarację wielu odbiera jako kapitulację WHO pod chińskim wpływem. Pekin od lat umacnia swoją pozycję w strukturach wielu instytucji ONZ, a Ghebreyesus od roku jest oskarżany o zbyt miękką politykę wobec Chin. Brak jednoznacznej diagnozy, przynajmniej jeśli chodzi o kraj pochodzenia wirusa, można więc interpretować jako propagandowe zwycięstwo Państwa Środka. Nic nie zapowiada też, by kolejne ekspedycje badawcze przebiegły inaczej niż ta styczniowa. Chiny na pewno zażądają udziału swoich naukowców, a tym z zagranicy będą patrzeć na ręce. Nie ma więc wielkich szans, by świat poznał całą prawdę na temat wydarzeń z Wuhanu w końcówce 2019 r. A im więcej czasu upływa, tym trudniej o materiał dowodowy.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Rynek

Jak portier związkowiec paraliżuje całą uczelnię. 80 mln na podwyżki wciąż leży na koncie

Pracownicy Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego od początku roku czekają na wypłatę podwyżek. Blokuje je Prawda, maleńki związek zawodowy założony przez portiera.

Marcin Piątek
20.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną