To zjawiskowy artysta, rzadki ptak – mówią znawcy baletu. Hugo Marchand, gwiazda opery paryskiej, 27-letni tancerz, opublikował właśnie książkę pod tytułem „Dancer” (Tańczyć). Narobił sporo szumu we Francji i na świecie. To książka nie tyle o sztuce baletu, dyscyplinie elitarnej i trudnej, ile o wysiłku i karierze. Raczej dla czytelnika, który nigdy w operze nie był. Ale „Dancer” opowiada też o czymś więcej – o regułach życia i o przemianach współczesnej Francji, nie tylko artystycznej.
Pewnej nocy Hugo Marchandowi śniło się, że tańczy jako gwiazda opery w Paryżu. Miał wtedy dziewięć lat. Ćwiczył gimnastykę sportową, a nawet zdobył ze swoją drużyną srebrny medal Francji w kategorii dziecięcej. Ojciec zapisał go do konserwatorium w rodzinnym Nantes, a tam nauczycielka szybko odkryła, że chłopiec ma wyjątkowy potencjał. Jako 13-latek zdał do szkoły tańca prowadzonej przez operę paryską: co roku kandydatury swoje przesyła do niej około 400 dziewczynek i 150 chłopców z całego kraju; surowy egzamin przechodzi najwyżej czterdziestka, a tylko kilkanaście osób z jednego rocznika kończy tę szkołę.
Owego 13-latka w internacie, w środowisku, gdzie – jak pisze – intymność nie istnieje, dręczy pytanie, od którego nie może się uwolnić przez cały okres szkoły: czy jestem gejem? A chłopak nie wie, hormony buzują, a on chce po prostu dorosnąć i być zawodowym tancerzem. Wynotowałem z książki poruszający moment: z tej niewiedzy zwierza się matce, a ona zapewnia go o bezwarunkowej miłości całej rodziny. Marchand pisze w konkluzji: „Moje życie miłosne jest częścią mojej intymności, nie chciałem o niej mówić, jej eksponować ani dzielić z publicznością”. Wyznaje, że jego największą, szaloną miłością jest sam taniec.