Mimo początkowych porażek w walce z pandemią akcja masowych szczepień na koronawirusa w USA przebiega pomyślnie. Jest to zasługa administracji i Donalda Trumpa, i Joego Bidena, chociaż prezydent przedstawia ją zwykle jako swój wyłączny sukces. W konkurencji szczepień Ameryka zdecydowanie wyprzedza Unię Europejską. Dawki BioNTechu/Pfizera, Moderny lub Johnson&Johnson otrzymało już 133 mln Amerykanów (licząc osoby zaszczepione jedną porcją i obiema), czyli ok. 38 proc. ludności USA. Jedną dawkę dostało 26,6 proc. Amerykanów, a 14,45 proc. jest już w pełni zaszczepionych. Kraje UE zaszczepiły (jedną dawką lub dwiema) tylko 65 mln osób, czyli ok. 10 proc. swojej populacji.
Czytaj też: Europa ma za mało dawek?
Szczepienia w USA: kryzys zażegnany
Na początku szczepień, na przełomie 2020 i 2021 r., popyt przewyższał podaż, władze i instytucje służby zdrowia dopiero organizowały dystrybucję i w wielu regionach powstały kolejki do zastrzyków. Zarządzono, aby szczepionki rozdzielać między poszczególne stany w zależności od liczby ich ludności, ale bez uwzględnienia demograficznego profilu populacji, co spowodowało, że w stanach z większą liczbą osób starszych – grupy priorytetowej – brakowało dla nich preparatów. Urywały się telefony do placówek leczniczych i padały strony internetowe, przez które należało się umawiać na kłucie. Zdarzało się, że w klinice, gdzie dostawało się pierwszą dawkę, nie można było otrzymać drugiej, bo zabrakło szczepionki tego samego typu. Spotkało to np. autora tych słów. Trzeba było więc szukać innego dostawcy.
Z czasem sytuacja się poprawiała, zwłaszcza po zatwierdzeniu do użytku jednodawkowej szczepionki Johnson&Johnson. W marcu podaż zdecydowanie wzrosła, co skłania stany do zezwalania na szczepienia kolejnym kategoriom ludności. Coraz więcej regionów dopuszcza już do szczepień wszystkich mieszkańców w wieku powyżej 16 lat. Tempo jest w tym tygodniu o 12 proc. szybsze niż tydzień temu. Organizacja nie budzi na ogół zastrzeżeń – szczepienia odbywają się często w specjalnie na tę okazję przygotowanych, prowizorycznych pomieszczeniach, każdy dostaje swoją dawkę bez dłuższego oczekiwania i zgodnie z umówioną godziną. Uprzejmy personel steruje ruchem.
Dlatego Biden na czwartkowej konferencji prasowej mógł się z czystym sumieniem pochwalić sukcesem całej akcji. Kiedy obejmował rządy, obiecywał, że w ciągu pierwszych stu dni prezydentury zaszczepionych zostanie 100 mln Amerykanów. Cel został osiągnięty w 58. dniu kadencji. W zeszłym tygodniu Biden zapowiedział, że do 1 maja wszystkie stany będą miały dość szczepionek – i logistycznych zdolności – aby swoje dawki otrzymali wszyscy dorośli. Wydaje się to realne.
Unia w tyle za Stanami
Jak to się stało, że Ameryka, wytykana za początkowe zaniedbania w walce z zarazą, w szczepieniach zdecydowanie wyprzedziła Europę, gdzie tylko w Wielkiej Brytanii – która wystąpiła z UE – ich tempo jest wysokie (a nawet wyższe niż w USA)? Komisja Europejska okazała się niezdolna do szybkiego prowadzenia negocjacji z producentami preparatów. Nadmiernie troszczyła się o ich koszt – tak jakby było to najważniejsze w sytuacji bezprecedensowego zdrowotnego kryzysu – oraz zabiegała o gwarancje, by pozywać ich do sądu w razie problemów. Europejska Agencja Leków (EMA) – odpowiednik amerykańskiej FDA – zwlekała z zatwierdzeniem ich do użytku. Biurokraci się nie popisali.
W rezultacie Unia zawarła umowy z producentami dużo później niż USA, a także Wielka Brytania. Potem okazało się, że zakupiono za mało szczepionek – dwa razy mniej, niż kupiła administracja Trumpa (300 mln versus 600). A dodatkowym czynnikiem, który zahamował ich dystrybucję w Europie, była panika, że AstraZeneca nie jest bezpieczna, chociaż badania przeprowadzone przez WHO wykazały, że nie ma dowodów, by to ona powodowała zakrzepicę. Po pochopnym oświadczeniu francuskiego prezydenta Emmanuela Macrona tymczasowo wycofano ją z obiegu.
Mniejsze szczepionkowe zawahanie
Operacja Warp Speed, jak nazwano w ubiegłym roku amerykańską akcję mobilizowania koncernów do prac nad szczepionkami i ich zakupu, była pełnym sukcesem. Trump przyczynił się do pogłębienia kryzysu, gdyż demonstrował bagatelizowanie pandemii i zachęcał do lekceważenia obostrzeń, ale jego administracja okazała się skuteczna, bo nie żałowała funduszy na szczepionki. Ekipa Bidena kontynuuje akcję i nadrabia błędy poprzedników. Przede wszystkim w kampanii informacyjno-propagandowej, której celem jest przekonanie wszystkich Amerykanów o potrzebie zaszczepienia się na covid. Telewizja CNN codziennie relacjonuje briefingi z autorytetami epidemiologii i wirusologii, niestrudzenie apelujących, by się szczepić.
I co ciekawe, na tym polu też Ameryka okazuje się lepsza niż Europa. Wbrew niemądrym stereotypom, że USA to kraj mentalnie prymitywny w porównaniu z postępowym Starym Kontynentem – prezydentura Trumpa co prawda pozwoliła je utrwalać – sceptycyzm szczepionkowy jest tam mniejszy. Tylko ok. 30 proc. Amerykanów wzbrania się ze szczepieniem, nieufność jest największa wśród Afroamerykanów, ale „szczepionkowe wahanie”, jak się to określa, stopniowo słabnie. 48 proc. mieszkańców USA „zdecydowanie zgadza się”, że preparaty na covid są bezpieczne. W Europie niechęć do nich jest znacznie większa. We Francji – tej oświeconej Francji, kraju rozumu, w społeczeństwie generalnie lepiej wyedukowanym niż w USA – tylko 40 proc. populacji chce się zaszczepić. Jak to wytłumaczyć?
Czytaj też: Europa w kolejce po szczepionki z Rosji i Chin