Joe Biden wystąpił na pierwszej po inauguracji swoich rządów konferencji – w 63. dniu prezydentury, czyli znacznie później niż jego poprzednicy w Białym Domu. Republikańska opozycja wytykała mu to, twierdząc, że unika konfrontacji z mediami. Na trwającym około godziny briefingu Biden powiedział m.in., że w 2024 r. zamierza ubiegać się o reelekcję. Był to news dnia, bo w kampanii sugerował, że może zrezygnować z drugiej kadencji – będzie miał 82 lata.
Pytania o imigrantów na granicy
Większość pytań na konferencji, w której wskutek restrykcji uczestniczyło znacznie mniej dziennikarzy niż normalnie, dotyczyła kryzysu na granicy z Meksykiem. Po objęciu rządów przez Bidena przenikają przez nią dziesiątki tysięcy Latynosów zatrzymywanych przez patrole. Ubiegają się o azyl, a reporterom mówią, że przybywają, bo Biden – inaczej niż Donald Trump – nie będzie ich deportował. Obecny prezydent obiecywał radykalną zmianę polityki imigracyjnej, a zaraz po inauguracji odwołał dekretami restrykcyjne zarządzenia poprzednika.
W efekcie służby imigracyjne deportują tylko samotnych mężczyzn i pozwalają zostać w USA rodzinom z dziećmi i nieletnim imigrantom, którzy przekroczyli granicę, wysyłani przez krewnych z krajów Ameryki Środkowej. Administracja Bidena nie przygotowała się na tę sytuację i teraz tysiące ludzi, w tym dzieci, przebywają w prowizorycznie urządzonych pomieszczeniach albo są odsyłani do okolicznych miejscowości ku zaskoczeniu ich władz.
Zapytany, jak zamierza rozwiązać ten problem, Biden obwinił za niego ekipę Trumpa, powiedział, że na granicy buduje się odpowiednie miejsca dla imigrantów i trwa akcja łączenia przybyłych dzieci z rodzinami mieszkającymi już w Stanach. Podkreślił też, że „nie będzie przepraszał” za odwołanie restrykcyjnych zarządzeń, bo „żaden poprzedni prezydent z wyjątkiem Trumpa” nie odmawiał wstępu do Ameryki ludziom uciekającym przed przemocą lub nędzą.
Zaznaczył wreszcie, że problem nielegalnej imigracji rozwiąże się dopiero wtedy, kiedy poprawi się sytuacja w krajach, z których pochodzą imigranci. Pytany, czy rząd wpuści media tam, gdzie przebywają nielegalni imigranci, odparł, że zgodzi się na to, kiedy zostaną zrealizowane inwestycje mające poprawić warunki ich bytu. Komentator telewizji Fox News skwitował: „To tak jakby przestępca zgodził się na wpuszczenie do domu policji dopiero, gdy usunie dowody przestępstwa”.
Czytaj też: Republikanie na pasku Trumpa
Szczepienia i czeki dla Amerykanów
Biden pochwalił się przyspieszeniem tempa szczepień na koronawirusa. Przypomniał, że zapowiadał zaszczepienie 100 mln ludzi w pierwsze sto dni swojej prezydentury, tymczasem dzięki dodatkowym zakupom i lepszej organizacji tyle osób przyjęło preparat w 58 dni od inauguracji. Przewiduje się, że po stu dniach będzie to już 200 mln Amerykanów. Prezydent podkreślił też, że większość obywateli dostała już czeki na 1400 dol. przewidziane w ustawie o pomocy po pandemii.
Znaczną część konferencji wypełniły pytania o perspektywy przeforsowania reform zapowiadanych przez Bidena w kampanii, jak pakiet przestawiania gospodarki na odnawialne, niezanieczyszczające środowiska źródła energii, wzmocnienie kontroli zakupów broni czy gwarancje utrzymania na stałe zmian prawa wyborczego, aby zwiększyć uczestnictwo w głosowaniu mniejszości rasowych. Prezydent i demokraci natrafiają tu na twardy opór republikanów. Nieznaczna większość demokratyczna w Kongresie nie rokuje uchwalenia odpowiednich ustaw, gdyż w Senacie GOP może je blokować w drodze tzw. filibustera, czyli niedopuszczania do ostatecznego głosowania przez przeciąganie debaty, której przerwanie wymaga minimum 60 (na 100) głosów.
Czytaj też: Jak żyją nielegalni amerykańscy imigranci
Filibuster i koń trojański
Wielu demokratycznych polityków domaga się zniesienia filibustera, co teoretycznie można by osiągnąć zwykłą większością. Biden jednak, zapytany, czy popiera taki pomysł, oświadczył wprawdzie, że tego narzędzia „się nadużywa”, ale nie opowiedział się za jego likwidacją. Sugerował tylko, że można by wrócić do pierwotnej interpretacji tej instytucji, gdy do blokowania głosowania nie wystarczyła sama groźba filibustera jak obecnie, tylko senator blokujący musiał rzeczywiście przemawiać. Jeszcze w latach 50. zdarzały się takie przemówienia przez 12 lub 24 godziny bez przerwy – można to było zobaczyć w słynnym filmie z 1939 r. „Mr Smith Goes to Washington” z Jamesem Stewartem w tytułowej roli.
Prezydent zaprezentował się jako realista, bo minimalna przewaga demokratów w Senacie (50 do 50 plus decydujący głos wiceprezydent Kamili Harris) nie gwarantuje nawet, że ich głosami udałoby się znieść filibuster. Likwidacji instytucji nie popierają niektórzy konserwatywni demokraci w Senacie, jak Joe Manchin z Zachodniej Wirginii.
Biden powiedział wprost, że jego priorytetem są obecnie takie sprawy jak ostateczne pokonanie pandemii, wzmocnienie gospodarki, naprawa infrastruktury w USA. W tym ostatnim celu demokraci forsują w Kongresie ustawę, za którą przemawia wiele racjonalnych argumentów, bo starzejąca się infrastruktura transportu wymaga modernizacji. Lider republikanów w Senacie Mitch McConnell dał już jednak do zrozumienia, że i ta inicjatywa napotka na sprzeciw jego partii – projekt o infrastrukturze nazwał „koniem trojańskim”, którym demokraci planują wprowadzić „swoją lewicową agendę”.
Zanosi się na długotrwały klincz parlamentarny, bo GOP oskarża Bidena, że wbrew zapowiedziom nie zamierza rządzić „ponadpartyjnie”.
Czytaj też: Tak Chiny uzależniają od siebie słabe państwa
Joe Biden czyta z kartki
Ze sfery spraw międzynarodowych dziennikarze interesowali się planami wobec Chin i Afganistanu. Zapytany, czy będzie kontynuował sankcje na Pekin, Biden, jak było do przewidzenia, nie odpowiedział wprost, powtarzając tylko krytykę Chin za łamanie praw człowieka. Jego zdaniem świat jest areną starcia krajów demokracji z autokracjami. Oświadczył, że nie dopuści, by „za jego rządów” Chiny stały się potężniejsze od Ameryki. Na pytanie, czy wycofa wszystkie wojska amerykańskie z Afganistanu do 2 maja, jak nakazywałoby porozumienie zawarte przez administrację Trumpa z talibami, dał do zrozumienia, że do tego nie dojdzie, gdyż umowa nie jest przez talibów przestrzegana. Podkreślił jednak, że „nie jest moim zamiarem zostać [w Afganistanie] długo”.
Biden zakończył konferencję po godzinie, chociaż gdy schodził z mównicy, towarzyszył mu chór dziennikarzy, którzy przekrzykiwali się i próbowali – daremnie – zadać mu kolejne pytania. Prezydent wyglądał na zmęczonego. W czasie briefingu parokrotnie urywał w połowie rozpoczęte zdanie, a na niektóre pytania – np. o Koreę Północną – odpowiadał, czytając z kartki przygotowane najwidoczniej odpowiedzi. Występ nie wypadł efektownie, ale znany z gaf prezydent nie zanotował tym razem jakiejś wyraźnej wpadki.
Czytaj też: Kolorowy gabinet Bidena