Dzięki masowym szczepieniom w USA powoli wraca normalność. Ze wszystkimi blaskami, ale i cieniami życia tego kraju. W czasie pandemii znacznie spadła liczba zbiorowych zabójstw z użyciem broni palnej, dokonywanych przez psychopatów z prywatnych, niejasnych pobudek albo ekstremistów motywowanych nienawiścią do wybranych, najczęściej etniczno-rasowych lub religijnych mniejszości. Zabójstw zbiorowych, tzn. takich, których ofiarami padają cztery–pięć osób (tak się umówiły tamtejsze media). Po rocznej przerwie Amerykanie znowu giną w ten absurdalny sposób.
Ponad tydzień temu w Atlancie 21-latek zabił osiem osób, w większości kobiet azjatyckiego pochodzenia. W poniedziałek w Boulder w stanie Kolorado młody mężczyzna, który jako trzylatek przyjechał do USA z Syrii, zastrzelił dziesięć przypadkowych osób w supermarkecie. A w minionym tygodniu w kraju zdarzyło się jeszcze kilka innych podobnych strzelanin, w których wielu zostało rannych, ale na szczęście nikt nie stracił życia. W sumie jest jak dawniej...
Jak zakazać broni w USA
Po ostatnim zabójstwie jak zwykle rozległy się głosy, że należałoby coś zrobić, żeby nie dochodziło do podobnych tragedii. Na lewicy znowu słychać apele, by ograniczyć dostęp do broni palnej. Joe Biden wezwał Kongres do uchwalenia ustawy o zakazie broni automatycznej typu wojskowego – takiej jak karabin AR-15, którym posłużył się morderca w Boulder – oraz magazynków amunicji o dużej pojemności (więcej niż 10–15 pocisków). Zakaz ofensywnej broni automatycznej obowiązywał po jego uchwaleniu w 1994 r., ale zgodnie z przepisami wygasł po dekadzie i nie został przedłużony przez Kongres, w którym w 2004 r. większość mieli już republikanie. Kiedy obowiązywał, liczba masowych strzelanin ze śmiertelnymi ofiarami wyraźnie spadła (o 37 proc.), a od 2004 r. znowu zaczęła rosnąć.
Na apelu prezydenta zapewne się skończy, bo przewaga demokratów jest zbyt nikła, żeby przeforsować jakiekolwiek istotne restrykcje. Izba Reprezentantów uchwaliła niedawno ustawę wprowadzającą obowiązek sprawdzania nabywców broni pod kątem ich karalności i zdrowia psychicznego. Wymóg taki istnieje na razie w niektórych stanach i nie dotyczy wszystkich zakupów broni – na wiejskich targach i w internecie można np. kupić bez problemu, co się chce. Nowa ustawa obejmowałaby wszystkie transakcje, ale nie ma szans na zatwierdzenie przez Senat, gdzie zasiada 50 demokratów i 50 republikanów. W razie równego rozdziału głosów rozstrzygałby głos wiceprezydent Kamali Harris.
Lobbyści się na to nie zgodzą
GOP może tam blokować wszystkie ustawy (z wyjątkiem budżetowych) w drodze tzw. filibuster, czyli niedopuszczania do głosowania przez niekończące się przemówienia (lub ich groźbę), czemu można położyć kres większością co najmniej 60 (na 100) głosów. W Izbie Reprezentantów tylko ośmiu republikańskich kongresmenów głosowało za ustawą. Nie można więc liczyć na to, że 17 senatorów GOP pomoże demokratom w zakończeniu filibustera, co pozwoliłoby ustawę uchwalić. Nie jest nawet pewne, czy demokraci mogą liczyć na wszystkich 50 swoich ludzi, gdyż konserwatywni senatorowie Kyrsten Sinema z Arizony i Joe Manchin z Zachodniej Wirginii dali już do zrozumienia, że nie poprą takiego prawa. Oboje mają też zastrzeżenia do zakazu broni automatycznej wojskowego typu.
Obie wspomniane propozycje wydają się oczywistym, zdroworozsądkowym remedium przynajmniej na epidemię masowych zabójstw. Ich sprawcy używają zwykle karabinów AR-15 lub AK-47 (chińska wersja kałasznikowa). Zabójcy z Atlanty i Boulder byli przykładami problemów psychiatrycznych. Według sondaży zakaz, podobnie jak federalny wymóg sprawdzania nabywców broni, popiera zdecydowana większość Amerykanów. Ustawodawcy w Kongresie, przede wszystkim republikanie, korzystają jednak z niezwykle szczodrych donacji lobby producentów, sprzedawców i właścicieli broni palnej, skupionego w osławionym Amerykańskim Stowarzyszeniu Strzeleckim (NRA). Sprzeciwiając się jakimkolwiek restrykcjom, powołują się zawsze na drugą poprawkę do konstytucji o prawie do posiadania broni. Chociaż jej interpretacja jako zezwolenie na własność broni przez indywidualne osoby jest dyskusyjna (autorom chodziło o posiadanie broni przez milicje stanowe jako ochronę przed samowolą władz federalnych).
Czytaj też: Wojna o broń w USA
Po pandemii wszystko wraca do normy
We wszelkich debatach na temat kontroli broni palnej konserwatyści roztaczają pełny arsenał demagogii, w której straszak „odebrania Amerykanom praw wynikających z drugiej poprawki” służy jako maczuga mająca zamknąć usta oponentom. Republikanie argumentują – za rzecznikami NRA – że „to nie broń, lecz ludzie zabijają”. I domagają się, by skrupulatniej lustrować nabywców broni, zwłaszcza pod kątem ich ewentualnych schorzeń psychicznych. Tak jakby kontrola kupujących – ale nie broni – wystarczyła, by ograniczyć skalę przemocy z jej użyciem (jak widać, nawet tego nie sposób skutecznie zrealizować).
Demagogia prawicy na temat gun control niestety działa, bo trafia na sprzyjający grunt amerykańskiej mentalności, w której duch dzikiego Zachodu i kultu samoobrony w klimacie bezprawia jest wciąż żywy. Stąd popularność sloganów w rodzaju: „Najlepszym sposobem na złego faceta z bronią jest dobry facet z bronią”. Rezultatem są rekordowe w gronie krajów wysoko rozwiniętych statystyki zabójstw z użyciem broni palnej w USA. Przywiązanie Amerykanów do gunów ma charakter religijny i nie zanosi się tutaj na rychłą zmianę. Po pandemii wszystko wraca do normy.
Czytaj też: Republikanie na pasku Trumpa