Świat

Rosja i Turcja. Sojusz blinów z morelami

Spotkanie Recepa Tayyipa Erdoğana z Władimirem Putinem w Moskwie, marzec 2020 r. Spotkanie Recepa Tayyipa Erdoğana z Władimirem Putinem w Moskwie, marzec 2020 r. Reuters / Forum
Rosja i Turcja nie czekają na świat wielobiegunowy, same go tworzą. Historycznie i geopolitycznie ponoć skazane na konflikt, znalazły nić porozumienia. Nie z miłości, a z wyrachowania.

Dziesięć lat po wybuchu tego najkrwawszego konfliktu XXI w. wojna domowa w Syrii daje wgląd w nowy, regionalny (i nie tylko) porządek. Stany Zjednoczone, mocarstwo, które dotychczas ten porządek organizowało, cofnęły się, pozostawiając problem lokalnym siłom. W zamyśle Donalda Trumpa i jego ekipy miały to być państwa arabskie na czele z Arabią Saudyjską oraz Izrael, dogadany z nimi w ramach Porozumień Abrahamowych. Plany planami, a rolę nowych porządkowych przejęły Rosja i Turcja.

Państwa te, historycznie i geopolitycznie ponoć skazane na konflikt, znalazły w ostatnich latach nić porozumienia – nie z miłości, a z wyrachowania. Rosja i Turcja mimo wszystkich różnić, o czym zaraz, znalazły bardzo wysoki, a jednak wspólny mianownik: sprzeciw wobec starych, zachodnich porządków, które w przeszłości „meblowały” politykę obu tych krajów.

Czytaj też: Chleba, chleba, chleba. 10 lat wojny w Syrii

Turcja, junior partner Rosji

Turcja, z różnych powodów odcięta od Bliskiego Wschodu przez większość XX w., od kilkunastu lat w naturalny sposób próbuje wracać do tego regionu. Ale tak popularne na Zachodzie opowieści o neoosmanizmie Ankary są często tylko opakowaniem dla realnych problemów, np. sprawy kurdyjskiej. Stąd interwencja w Syrii – Ankara obawiała się, że syryjscy Kurdowie, wspierani w walce z tzw. Państwem Islamskim przez USA, w końcu sięgną po niezależność i ustanowią w północnej Syrii bazę dla niepodległościowych dążeń Kurdów z Turcji.

Na tę interwencję zgodziła się już nie Ameryka, która outsourcingowała wojnę w Syrii i nie spełniła publicznych gróźb wobec reżimu Asada, ale Rosja, która właśnie w Syrii wymyśliła swoją politykę zagraniczną na nowo. Zwrócił na to uwagę kilka lat temu Robert Kaplan – otóż według niego współcześnie porządek międzynarodowy ustala nie najsilniejszy, ale ten, który tej siły nie boi się użyć. Tak właśnie Rosja, mimo dużo mniejszego potencjału militarnego niż USA, kontroluje dziś syryjski porządek. A Turcja stała się dla niej junior partnerem w jego utrzymaniu.

Relacje między tymi państwami sięgnęły dna, gdy tureckie myśliwce w listopadzie 2015 r. zestrzeliły rosyjski Su-24, który nieznacznie (oficjalnie: przypadkowo) wleciał w turecką przestrzeń powietrzną. To był czas, gdy w Ankarze tliły się jeszcze nadzieje na integrację z Zachodem, z Unią Europejską. Rosja była natomiast zagrożeniem, rok wcześniej zajęła Krym, sponiewierała tamtejszych Tatarów, bliskich sercu Recepa Tayyipa Erdoğana, i z przytupem wróciła na Morze Czarne.

Pragmatyczna współpraca się opłaca

Zwrot w tych relacjach dokonał się w niecały rok. Już w czerwcu 2016 r. Erdoğan – kolejny raz odtrącony przez Zachód i pod wrażeniem rosyjskiej asertywności w Syrii – przepraszał Władimira Putina za zestrzelony samolot. Kilka tygodni później, kiedy o mało nie stracił władzy podczas nieudanego zamachu wojskowego, pierwszym, który do niego zadzwonił ze wsparciem – gdy Zachód jeszcze się zastanawiał, co tam się wydarzyło – był Putin. W końcu presja Amerykanów, aby Turcja zrezygnowała z zakupu rosyjskiego systemu przeciwlotniczego S-400, przyniosła efekt przeciwny.

Kulminacją tej pragmatycznej współpracy – ochrzczonej już przez ekspertów mianem blinów z morelami – był zeszłoroczny konflikt o Górski Karabach. Wiele wskazuje, że to Ankara sprowokowała sojuszniczy Azerbejdżan do ataku na wpieraną przez Rosję Armenię. Tureckie drony przez trzy tygodnie bombardowały kupione w Rosji armeńskie czołgi. Wielu ekspertów obawiało się, że ta zastępcza wojna – proxy war – między Ankarą i Moskwą przerodzi się w bezpośrednie starcie. Ale nic takiego się nie wydarzyło. Azerowie wygrali, spokoju pilnują rosyjskie wojska, a na kontraktach związanych z odbudową zarabiają tureccy biznesmeni.

Nowy porządek świata

Górski Karabach to modelowy przykład rosyjsko-tureckiego porządku świata. Obie strony z różnych względów są zainteresowane regionem Kaukazu, ale układ sił na miejscu nie był jasny. Strony ustaliły go więc, popychając swoich podopiecznych do walki. Było szorstko, ale teraz wszyscy wiedzą, na czym stoją – porządek został wyjaśniony. Bardzo podobnie rzecz się ma między Rosją i Turcją w Libii i Syrii.

Wielu teoretyków od lat opowiada, że wraz ze schyłkiem Ameryki czeka nas świat multipolarny, wielobiegunowy. Rosja i Turcja właśnie tworzą go w praktyce.

Czytaj też: Turcja stawia NATO pod ścianą

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Rynek

Jak portier związkowiec paraliżuje całą uczelnię. 80 mln na podwyżki wciąż leży na koncie

Pracownicy Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego od początku roku czekają na wypłatę podwyżek. Blokuje je Prawda, maleńki związek zawodowy założony przez portiera.

Marcin Piątek
20.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną