Meghan Markle i książę Harry, mieszkający od miesięcy w Kalifornii, udzielili głośnego wywiadu Oprah Winfrey. Opowiedzieli o swoim życiu w pałacu, relacjach w rodzinie królewskiej i wyjaśnili, dlaczego zdecydowali się monarchię opuścić. Nie była to łatwa ani miła rozmowa. Raczej trudna i bolesna. Tak jak sytuacje, których dotyczyła.
USA za Meghan i Harrym
Całość wywołała niemałą burzę, zawrzało po obu stronach oceanu. Reakcje na to, co powiedzieli Meghan i Harry, były różne, inaczej ich oceniano w Ameryce, inaczej w Wielkiej Brytanii. W Stanach para darzona jest wielką sympatią i uznawana za celebrytów. Szczególnie młodsi współczują byłym royalsom, wykazując zrozumienie dla ich ucieczki ze złotej klatki. W komentarzach podkreśla się ich odwagę z powodu wyznań dotyczących zdrowia psychicznego, ale też rasistowskich uwag, które Meghan usłyszała rzekomo na temat koloru skóry swego syna.
Ta ostatnia sprawa szczególnie porusza osoby afroamerykańskiego pochodzenia. Ich zdaniem to „niewiarygodne, że w XXI w. ciągle rozmawiamy o rasizmie”. Do wielu wróciły wspomnienia związane z dyskryminacją. Tak było pewnie z Sereną Williams, która wyznała, że dobrze wie, o czym księżna Sussex mówi, bo rasizm i seksizm zna z autopsji.
CNN chwaliło eksroyalsów za „obnażenie hipokryzji w Pałacu Buckingham”, a „Forbes” pisał o „rasizmie skrytym za fasadą baśni o królewskiej rodzinie”. Według