Świat

Trump żądał gotówki. Czego od sojuszników chce Biden?

Prezydent USA Joe Biden Prezydent USA Joe Biden Freddie Everett / Flickr CC by SA
Amerykanie łagodzą ton wobec sojuszników z NATO. Czy Europa odpuści obronne wydatki?

Kilka ostatnich dni można określić mianem nowego otwarcia ze strony rządu prezydenta Joego Bidena. Najpierw odbyła się dwudniowa sesja ministrów obrony NATO, potem wirtualny szczyt G7 z udziałem czterech ekonomicznych potęg europejskich (Francji, Niemiec, Włoch i Wielkiej Brytanii), następnie były wystąpienia m.in. Bidena, Angeli Merkel i Emmanuela Macrona pod auspicjami Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa i czterostronne konsultacje dyplomatyczne USA w formacie E3 z Wielką Brytanią, Francją i Niemcami.

Przesadą byłoby twierdzenie, że w tych dniach uwaga Stanów koncentrowała się na Europie, ale po wielu zapowiedziach o „nowym dealu” z sojusznikami wiemy przynajmniej, jakich problematycznych obszarów miałby dotyczyć: trwałej i wieloaspektowej rywalizacji z Chinami, militarnego odstraszania i przeciwdziałania wrogim ruchom Rosji (szczególnie w sferze cybernetycznej), współdziałania w ograniczaniu i zapobieganiu zagrożeniom pandemicznym i klimatycznym, obrony i wspierania demokracji jako modelu i filaru zachodnich wartości.

Przemówienia Bidena i jego współpracowników będą jeszcze wiele razy analizowane. Poza tym, co w nich było, warto zwrócić uwagę na to, czego w nich zabrakło: krytyki sojuszników za zbyt niskie wydatki obronne, nawoływania do ich podnoszenia, a nawet gróźb.

Czytaj też: Podwodne fiasko Błaszczaka. Dno wydaje się blisko

Niemodne dwa procent?

Biden w ogóle nie użył sformułowania „wydatki obronne” (spending, expenditure) na wirtualnej konferencji monachijskiej. Rzecz jasna nie posługiwał się też mniej wyszukanymi synonimami uwielbianymi przez Trumpa.

Reklama