Nie otrzymał pierwszej dawki szczepionki, bo zachorował na zapalenie płuc, stwierdzono u niego covid, miał problemy z oddychaniem, trafił do szpitala. Kiedy zmarł, flaga na Downing Street została opuszczona do połowy masztu, a z kondolencjami pospieszyli królowa, premier i szef opozycji. Brytyjczycy mają nowego bohatera narodowego, Kapitana Toma. Pamiętnego stulatka, weterana II wojny, który w kwietniu ub.r. błyskawicznie zasłynął w światowych mediach i internecie swoją niecodzienną akcją charytatywną. Ogłosił, że posługując się chodzikiem, sto razy okrąży domowy trawnik, aby zebrać tysiąc funtów na rzecz NHS, publicznej służby zdrowia.
W ciągu niecałego roku kapitan Tom Moore zebrał 33 mln funtów od 1,5 mln ofiarodawców z całego świata (pobijając przy okazji przynajmniej dwa rekordy Guinnessa) i z dnia na dzień stał się celebrytą. Od Elżbiety II otrzymał tytuł szlachecki i awansował na honorowego pułkownika, nagrał cover „You’ll Never Walk Alone”, który zaszedł na szczyt listy przebojów, opublikował autobiografię, jego portret trafił do Muzeum Armii, a popiersie do NHS, znalazł się też na dziesiątkach murali, zaś w setne urodziny (oprócz 150 tys. kartek z życzeniami) odebrał defiladę myśliwców RAF przelatujących nad jego domem.
Zasłynął przytaczaną po wielokroć frazą, że „jeszcze nad nami zaświeci słońce i rozstąpią się chmury”, dosyć banalną, ale idealnie trafiającą w covidowe nastroje. A jako weteranowi (z Birmy), z medalami na piersi, udało mu się połączyć, spiąć klamrą, dwie emocjonalne epoki w dziejach Wielkiej Brytanii, tamten dramatyczny wojenny wysiłek z obecnym poświęceniem. Wstrzelił się w kult wyczynu i okazał medialnym objawieniem, zwłaszcza na potrzeby nowych mediów. Dlatego szybko zajął poczesne miejsce w tworzącej się ikonografii pandemii.