Świat

„To nie my, to Bruksela”. Taktyka w sprawie szczepionek

Premier Mateusz Morawiecki Premier Mateusz Morawiecki Krystian Maj / Kancelaria Prezesa RM
Kto negocjował szczepionki? Czyj to sukces albo porażka? Jak zwykle w Unii problemy szybko przepycha się na szalę „Brukseli”, a osiągnięcia wpisuje do rejestrów poszczególnych rządów. Tak jest nie tylko w Warszawie.

Szczepionkowy alians 27 krajów Unii, uchodzący jeszcze parę tygodni temu za wzorcowy w walce z pandemią, poddawany jest teraz ostrej krytyce, a na siedlisko wszelkich problemów wyznaczana jest „Bruksela”. Głównym źródłem mniej lub bardziej rzeczowych zarzutów nie są wcale ugrupowania skrajne albo eurosceptyczne, lecz gotujące się do jesiennych wyborów partie głównego nurtu w Niemczech. Socjaldemokracja w sprawie zamówień atakuje chadecję, z której wywodzi się szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen. Z kolei w ramach rodziny chadeckiej tematem szczepionek uderza bawarski premier Markus Söder rywalizujący o nominację na kanclerza.

Czytaj też: Czy szczepionek na covid wystarczy dla całej Europy?

Bez UE Polska byłaby daleko w kolejce

Niemieckie potyczki wybuchły już w grudniu, a dopiero potem przeniosły się m.in. do Polski, choć sytuacja obu państw jest zupełnie inna. Wspólne zamówienia to bowiem dla Berlina forma samoograniczenia – tak bogaty kraj samotnie zapewne wynegocjowałby dla siebie znacznie większą liczbę dawek w dość wczesnym terminie. Natomiast krajom słabszym, w tym Polsce, bez unijnej koordynacji groziłoby wylądowanie na dalekich miejscach kolejki po dostawy. UE już przy świńskiej grypie przerabiała scenariusz podkupywania, przebijania ceny, gromadzenia zbyt dużych zapasów kosztem innych krajów wspólnoty. Polska uchyliła się wówczas od wyścigu, ogłaszając, że szczepionka nie jest dostatecznie sprawdzona. Szczęśliwie groźba tamtej epidemii dość szybko wygasła.

Lekcją m.in. z tych wydarzeń stała się decyzja Niemiec czy Francji, by w przypadku covidu postawić na solidarność, która – to trwałe polityczne spoiwo Unii – zwykle w dużym stopniu jest zarazem światłą troską o interes własny. Przykładowo: zaszczepione Niemcy bez zaszczepionej Europy Środkowej nie mogłyby w pełni korzystać ze wspólnego rynku, jednego ze źródeł swojego dobrobytu. Ponadto wewnętrzna bitwa o szczepionki na dobre zatrułaby UE.

Czytaj też: Szczepionki na covid. Komisja Europejska ostrzega koncerny

Rząd PiS miał swojego delegata

Nawet ostrej krytyki wobec Brukseli nie można – to grzech wielu euroentuzjastów – z góry poczytywać za „antyunijność”. Z drugiej strony konieczne jest odszyfrowanie, o kogo w maszynerii decyzyjnej chodzi przy konkretnych zarzutach.

Wprawdzie we wspólnych umowach główny ciężar negocjacyjny spoczywał (i nadal spoczywa, bo finalizowane są rozmowy z Novavax i Valnevą) na Komisji Europejskiej, ale wszystkie decyzje uzgadniano z radą kierującą (steering board) złożoną z przedstawicieli 27 krajów. Co więcej, rozmowy z koncernami wspólnie z KE prowadził oddelegowany przez radę kierującą zespół negocjacyjny, tworzony przez reprezentantów siedmiu państw. W przypadku co najmniej części z sześciu zawartych już kontraktów członkiem tej grupy był – obok Francuza, Niemca, Holendra, Włocha, Hiszpana, Szweda – pracownik Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego – Państwowego Zakładu Higieny oddelegowany przez rząd Mateusza Morawieckiego.

Wszyscy członkowie rady są zobowiązani do ścisłej tajemnicy handlowej i dlatego sporo rządów – tak jest też w Polsce – nawet nie ujawnia ich nazwisk. To jednak oczywiste, że w przypadku negocjacji i umów szczepionkowych „Bruksela” to nie tylko instytucje, lecz także delegaci rządów, nawet jeśli ich premierzy, ministrowie czy parlamentarzyści sugerują coś przeciwnego.

Dodajmy, że to również przywódcy 27 krajów na swym październikowym szczycie opowiedzieli się za „solidną procedurą wydawania zezwoleń” na szczepionki, czyli na ich zatwierdzanie z udziałem Europejskiej Agencji Leków (EMA). Procedura „warunkowego dopuszczenia do obrotu” przez EMA jest bardziej czasochłonna od dozwolonego unijnymi przepisami „nadzwyczajnego pozwolenia” leżącego w gestii władz krajowych (i ograniczonego tylko do ich terytorium). Z „nadzwyczajnego pozwolenia” skorzystał rząd Borisa Johnsona, kiedy Wielka Brytania za sprawą pobrexitowego okresu przejściowego jeszcze podlegała wspólnym regulacjom. Podobne rozwiązanie prawne stosują USA.

Czytaj też: Szczepionki powstały ekspresowo. Czy są bezpieczne?

Szczepionki dla Europy. Za późno? Za mało?

Unijne „warunkowe dopuszczenie do obrotu” nie zwalnia koncernów z odpowiedzialności cywilnej i odszkodowawczej za szczepionki. I Unia jest teraz bodaj jedynym kupcem na świecie, który nie złamał się pod potężną presją producentów na takie zwolnienie, czyli przejęcie odpowiedzialności prawnej przez rządy. To był najcięższy i ponoć najbardziej czasochłonny etap rokowań. Krajom Unii chodziło mniej o pieniądze na ewentualne odszkodowania, a znacznie bardziej o niepodważanie zaufania społecznego do szczepionek. „Nawet koncerny nie biorą odpowiedzialności za to, co nam wpychają” – to przecież jedno z chwytliwszych haseł antyszczepionkowców.

Dziennik „Le Monde” przeanalizował dokumenty wykradzione z EMA i zamieszczone kilka tygodni temu w sieci przez hakerów, których celem było chyba zdobycie dowodów na fuszerki. Jednak dokumentacja sugeruje coś przeciwnego – EMA w przypadku BioNTechu/Pfizera dzięki czasochłonnej procedurze „warunkowego dopuszczenia” doprowadziła do rozwiązania problemu zbyt różnych stężeń kluczowego składnika szczepionki. Z kolei w przypadku AstraZeneki (tej dokumentacji nie obejmują wykradzione dane), na którą bardzo szybko zgodzili się Brytyjczycy, EMA jednoznacznie stwierdziła brak danych do oszacowania skuteczności u osób starszych.

Brytyjskie tabloidy węszą w tym atak na „szczepionkę oksfordzką”, ale przecież zamieszanie z wynikami testów AstraZeneki sprawiło, że Amerykanie odłożyli aż na kwiecień decyzję co do jej stosowania.

Czytaj też: Czy szczepionki poradzą sobie z nowymi wariantami wirusa

70 proc. dorosłych do końca lata?

Sporo czasu zajęło też zbijanie cen, by wszystkie szczepionki były dostępne dla wszystkich, w tym najbiedniejszych krajów UE. Jednak negocjatorzy KE przekonują, że nawet przy zgodzie Unii na wyższe ceny nie można byłoby zamówić więcej szczepionek („mamy to w dokumentacji”) dostępnych w pierwszym, drugim, a może i trzecim kwartale. Szefowie AstraZeneki i BioNTechu publicznie sugerowali coś przeciwnego, a zatem na twardą weryfikację przyjdzie czas dopiero po wygaśnięciu klauzul poufności chroniących materiały z negocjacji. Na rynku przynajmniej na razie niezbyt widać te dawki, które miałaby zamówić Bruksela, a trafiłyby gdzie indziej. UE przykładowo w przypadku BioNTechu/Pfizera zarezerwowała wszystko, co było dostępne dla Europy w pierwszym półroczu 2021 r. Najpierw w umowie z listopada 2020 i następnie w drugiej ze stycznia 2021, której negocjowanie zaczęło się już jesienią.

Kraje UE w styczniu otrzymały 18,5 mln dawek, w lutym ma trafić do nich łącznie 33 mln, w marcu 55 mln, a do końca września – co najmniej 500 mln porcji BioNTechu/Pfizera i Moderny (nie licząc innych preparatów). Bruksela od jesieni uprzedzała, że w pierwszym kwartale akcję będzie spowalniać deficyt dawek. Testem sprawności punktów szczepień ma być drugi kwartał, kiedy powinien zacząć się silny wzrost dostaw. KE nadal przekonuje, że kraje UE dostaną dość szczepionek (różnych firm), by do końca lata zaszczepić 70 proc. dorosłych.

Czytaj też: Niewid‑19. Dziurawy system szczepień

Szlabany dla szczepionek

Niedawna publiczna awantura między Brukselą a AstraZeneką z powodu niespodziewanego zmniejszenia dostaw sprawiła, że Komisja Europejska przed tygodniem wprowadziła system zezwoleń na eksport szczepionek (a także substancji czynnych potrzebnych do ich produkcji) tych sześciu firm, z którymi dotychczas zawarła umowy. Chodzi tylko o taki eksport, który zagrażałby realizacji umów, czyli o ewentualny wywóz AstraZeneki do Wielkiej Brytanii, a także – w czarnym, konfrontacyjnym scenariuszu – produkcji koncernu Johnson&Johnson, który swoje półprodukty z zakładów w UE wywozi na ostatni etap produkcji do USA, by potem odsyłać je z powrotem do Europy.

System zezwoleń eksportowych jest doraźny i obowiązuje tylko do marca, bo leży w gestii Komisji Europejskiej (przedłużenie musiałoby być formalnie uzgodnione z krajami), ale odpowiadał zamiarom co najmniej większości członków wspólnoty, w tym Warszawy, Berlina i Paryża. Wobec Unii wysunięto potem zarzuty „nacjonalizmu szczepionkowego”, choć z systemu ewentualnych zakazów (dotąd niezastosowanych) wyłączony jest wywóz m.in. dla krajów Partnerstwa Wschodniego i w ramach systemu COVAX. Znacznie twardszym narzędziem kontroli dysponują m.in. Stany Zjednoczone. I nie przypadkiem Kanada dostaje szczepionki Pfizera spod Antwerpii, a nie z USA.

Natomiast rozdrażnienie czy nawet gniew części stolic spadł na von der Leyen z powodu wpisania w to rozporządzenie kontroli granicznych między Irlandią i Irlandią Północną. Zachowanie tam „niewidzialnej granicy” było jednym z głównych celów UE w rokowaniach brexitowych, więc pochopne sięgnięcie po awaryjne klauzule o kontrolach to wielki błąd. I efekt krytykowanego scentralizowanego zarządzania przez von der Leyen i jej najbliższe otoczenie. A jeszcze bardziej – gorączkowego pośpiechu napędzanego zaognioną wewnątrzniemiecką debatą o szczepionkach, w którą nadal ryzykownie mocno – politycznie i mentalnie – wplątana jest szefowa KE.

Błąd z Irlandią został naprawiony po około pięciu godzinach i jeszcze przed oficjalnym ogłoszeniem rozporządzenia. Ale mimo brexitu spora część Europy nadal dowiaduje się o UE z doniesień mediów anglojęzycznych, czyli bardzo często brytyjskich. A tam błąd irlandzki urósł wręcz do szalenie rozdmuchanych pytań o dymisję von der Leyen.

Czytaj też: Ile szczepionek się marnuje? Dlaczego trzeba je wyrzucać?

Gdzie jest problem?

O ile Unia mocno wspierała badania i rozwój produkcji jeszcze niezatwierdzonych szczepionek (pieniędzmi z Brukseli i czasem nieujmowanymi np. w porównaniach z USA samodzielnymi wkładami rządów Niemiec czy Francji), o tyle otwarte pozostaje pytanie, czy UE dostatecznie zadbała o mechanizmy wsparcia dla błyskawicznego zwiększania produkcji już zatwierdzonych i sprawdzających się szczepionek w tych miesiącach.

Von der Leyen przyznała w jednym z wywiadów w tym tygodniu, że Unia nie doszacowała trudności, na które firmy farmaceutyczne mogą natrafić przy szybkim rozkręcaniu ogromnej produkcji dla świata pogrążonego w pandemii. Błędem było, jak powiedziała, nieprzygotowanie opinii publicznej na obecne i zapewne przyszłe zakłócenia w rosnących dostawach.

Zdaniem krytyków to może być najsłabszy punkt strategii szczepionkowej UE, choć Komisja apeluje, by poczekać do maja, czerwca z porównaniami efektów w Unii do Stanów czy Wielkiej Brytanii.

Czytaj też: Jak szczepi się świat

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Sport

Kryzys Igi: jak głęboki? Wersje zdarzeń są dwie. Po długiej przerwie Polka wraca na kort

Iga Świątek wraca na korty po dwumiesięcznym niebycie na prestiżowy turniej mistrzyń. Towarzyszy jej nowy belgijski trener, lecz przede wszystkim pytania: co się stało i jak ta nieobecność z własnego wyboru jej się przysłużyła?

Marcin Piątek
02.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną