W pierwszym po inauguracji przemówieniu poświęconym w całości sprawom międzynarodowym Joe Biden ogłosił ważne decyzje swej administracji i potwierdził zapowiadane zmiany kursu polityki zagranicznej. Prezydent przemawiał w departamencie stanu, zaznaczając, że chce w ten sposób podkreślić wagę tego resortu, z którego za rządów jego poprzednika Donalda Trumpa, lekceważącego dyplomację i współpracę z innymi krajami, odeszło wielu doświadczonych ekspertów.
Jaka Ameryka pod wodzą Bidena
Biden potwierdził wolę naprawy stosunków z sojusznikami USA, mówiąc: „Ameryka powraca”. W domyśle na arenę światową, jako partner do wspólnych działań, który nie będzie ulegał izolacjonistycznym impulsom poprzedniej administracji. Oświadczył też, że Ameryka nie będzie przewodzić „przykładem swojej potęgi”, tylko „potęgą przykładu”, jaki daje światu, promując wartości demokracji i praw człowieka.
Biden oznajmił, że „zamraża” wycofanie części wojsk amerykańskich z Niemiec. Były prezydent nie zdążył tego zrealizować, ale jego plany wycofania stamtąd ok. 12 tys. wojsk – ponad jednej trzeciej kontyngentu (ok. 33 tys. żołnierzy) – dodatkowo podważyły zaufanie Niemiec i innych europejskich sojuszników USA do Waszyngtonu, bo Trump zapowiedział to bez konsultacji z nimi. Biden zapewnił, że Pentagon dokona teraz przeglądu wszystkich wojsk amerykańskich stacjonujących za granicą. Może to sugerować, że ewentualne ostateczne wstrzymanie ich ewakuacji z Niemiec będzie opatrzone pewnymi warunkami.
Prezydent wezwał również do „natychmiastowego i bezwarunkowego” zwolnienia Aleksieja Nawalnego, któremu kilka dni temu posłuszny Kremlowi sąd w Moskwie odwiesił karę trzech i pół roku więzienia. Podkreślił przy tym, że skończył się czas, kiedy Ameryka nie reagowała na takie nieprzyjazne posunięcia Rosji jak ataki na amerykańskie systemy komputerowe czy próby ingerencji w wybory poprzez kampanię dezinformacji i podważania zaufania Amerykanów do demokracji. Trump unikał wszelkiej krytyki Putina i podważał ustalenia własnego wywiadu, że to rosyjscy agenci usiłowali pomóc mu wygrać w 2016 r.
Doradca prezydenta ds. bezpieczeństwa narodowego Jake Sullivan powiedział wcześniej tego samego dnia, że polityka wobec Rosji będzie „bardziej stanowcza i skuteczniejsza”. Ani on jednak, ani Biden nie podali żadnych konkretów, na czym miałoby to polegać. W USA rozlegają się głosy, żeby w odpowiedzi na uwięzienie Nawalnego zastosować sankcje, np. wymierzone w prominentne osoby odpowiedzialne za represje wobec lidera opozycji i brutalne tłumienie demonstracji w jego obronie. Biały Dom i departament stanu nie odpowiadają jednak na pytania o takie plany.
Czytaj też: Były doradca Clintona i Obamy: Biden się zna
Sprawa Jemenu
Biden ogłosił również, że cofa poparcie USA dla międzynarodowej interwencji zbrojnej w Jemenie, gdzie Arabia Saudyjska pomaga rządowi w wojnie domowej przeciwko popieranym przez Iran rebeliantom Houthi. Ma to raczej symboliczne znaczenie, gdyż administracja Trumpa pod presją Kongresu ograniczyła pomoc dla koalicji pod wodzą Saudyjczyków. Ekipa Bidena zamroziła wszakże sprzedaż niektórych rodzajów broni dla koalicji.
Prezydent przypomniał, że wojna w Jemenie pociąga za sobą katastrofę humanitarną – giną dziesiątki tysięcy cywilów, a setki tysięcy zostaje bez dachu nad głową.
Czytaj też: Czy Biden dogada się z Iranem? Nie będzie łatwo
„Nie” dla łamania praw człowieka
Biden obiecał także radykalne zwiększenie limitu przyjęć uchodźców politycznych do USA, ograniczonego przez Trumpa do 15 tys. rocznie. Nie podał nowej liczby, chociaż wcześniej ogłosił, że jego administracja przyjmie do 125 tys. azylantów. Potępił też pucz wojskowy w Mjanmie, wzywając jego liderów do przekazania władzy w ręce legalnego cywilnego rządu. I oświadczył, że
rząd pod jego kierownictwem będzie mocno popierać prawa osób LGBT na całym świecie.
Był to kolejny sygnał, że prawa te – podobnie jak w ogóle prawa człowieka i przestrzeganie norm demokracji w innych krajach – ponownie będą odgrywać rolę w amerykańskiej polityce zagranicznej. Powinno to stać się kolejnym ostrzeżeniem dla rządu RP, że to, co nie interesowało Trumpa, będzie wpływało teraz na stosunki USA z ich partnerami, którzy, tak jak Polska, Turcja czy Węgry, lekceważą wartości istotne dla zachodniej wspólnoty.
Czytaj też: Osoby transpłciowe znów mogą służyć w armii USA