Tylko garstka polityków Partii Republikańskiej (GOP) w Senacie gotowa jest poprzeć impeachment Donalda Trumpa. Lider republikańskiej mniejszości w Izbie Reprezentantów Kevin McCarthy przyjechał do Mar-a-Lago, by ucałować pierścień partyjnego Ojca Chrzestnego. Tak jakby nie było żadnego szturmu na Kapitol 6 stycznia, do którego prezydent wezwał watahę swych otumanionych zwolenników. Wszystko wskazuje na to, że Trump jest nadal faktycznym przywódcą republikanów. Ale czy powróci do Białego Domu w 2024 r., jak oczekują jego fani?
Na „procesie” w Senacie Trump zostanie niemal na pewno „uniewinniony”, co pozwoli mu za cztery lata ponownie ubiegać się o prezydenturę. Ale grożą mu jeszcze procesy związane z zarzutami przestępstw kryminalnych, a także prywatne pozwy cywilne. Poza tym w 2024 r. będzie miał już 78 lat i dla wielu Amerykanów, którzy poparli go w 2016 r. jako atrakcyjną alternatywę wobec zdyskredytowanego establishmentu, utracił urok świeżości. GOP poszuka zatem następcy nadającego się na lidera partii coraz wyraźniej przejmującej ideologię prawicowego populizmu – wizję Ameryki dążącej do zamykania granic, przywracania dominacji białej większości i rozluźniającej więzi z sojusznikami.
Czytaj też: Co czeka Trumpa po wyprowadzce z Białego Domu?
Kto zostanie nowym Trumpem?
Są już kandydaci do tej roli. Prezydenckie ambicje w Partii Republikańskiej mają senatorowie Ted Cruz i Josh Hawley, prawnicy po Yale i Harvardzie, którzy poparli kłamstwa o „kradzieży” wyborów i 6 stycznia sprzeciwiali się zatwierdzeniu ich oficjalnego wyniku. Umacnia to popularność ich obu w kręgach twardego elektoratu byłego prezydenta, ale ich współodpowiedzialność za atak na Kapitol, w wyniku którego pięć osób poniosło śmierć, praktycznie uniemożliwia poszerzenie ich wyborczej bazy w konfrontacji z demokratycznym kandydatem. Kierownictwo GOP zrobi więc wszystko, aby zablokować ich nominację.
Większe szanse mają inni politycy lojalni wobec Trumpa, ale nie tak skompromitowani. Tacy jak np. jego sekretarz stanu Mike Pompeo, który będzie się chwalił domniemanymi – bo co najmniej wątpliwymi – sukcesami w polityce zagranicznej, jak twardy kurs w relacjach z Chinami (który niewiele praktycznych efektów przyniósł, ale Biden będzie go kontynuował, bo chce tego większość Amerykanów) czy porozumienia pokojowe Izraela z krajami arabskimi. Albo była ambasador przy ONZ Nikki Haley, elokwentna dama hinduskiego pochodzenia, której ewentualna kandydatura przeciw Kamali Harris, prawdopodobnej nominatce demokratów w 2024 r. – dwie panie walczące o Biały Dom! – byłaby sensacją stulecia.
Duży apetyt na prezydenturę ma wciąż także Marco Rubio, senator kubańskiego pochodzenia z Florydy, manewrujący między tradycyjnym konserwatyzmem wyznawanym przez partyjny establishment a trumpistyczną America First.
Wszyscy mają jednak pewne istotne mankamenty – Pompeo opinię polityka dość skorumpowanego, uwikłanego m.in. w skandal z szantażem wobec ukraińskiego prezydenta Zełenskiego, a Rubio – reputację krętacza, chorągiewki na dachu i kandydata ośmieszonego w kampanii w 2016 r. przez Trumpa („mały Marco”), a mimo to płaszczącego się przed nim. A Nikki Haley jest kobietą, co w patriarchalnych regionach Ameryki umniejsza jej szanse.
Czytaj też: QAnon. Prezydencka teoria spiskowa
Wysoki macho ma większe szanse
Dlatego najpoważniejszym jak na razie kandydatem do przejęcia pochodni trumpizmu wydaje się 43-letni senator z Arkansas Tom Cotton. Przez całą kadencję Trumpa popierał jego politykę, zwłaszcza imigracyjną, ale czynił to w sposób inteligentny. Po wyborach nie przyłączył się do ultraprawicowej falangi w GOP, która wsparła wysiłki prezydenta, aby unieważnić wygraną Bidena. Cotton ma idealny życiorys – prawnik po Harvardzie, ale zarazem były oficer armii, weteran wojen w Iraku i Afganistanie, który do Senatu został wybrany po kilkuletnim stażu w Izbie Reprezentantów. Spośród pretendentów do Białego Domu ma największe szanse na zdobycie poparcia republikańskiego establishmentu, tradycyjnych konserwatystów i zarazem faszyzujących trumpistów spod sztandaru America First, skorych do użycia przemocy i łamania zasad demokracji.
Ważny atut senatora to fakt, że jest mężczyzną wysokim i, mimo odstających uszu, zdecydowanie przystojnym. W „najwspanialszym kraju na świecie”, najstarszej republikańskiej demokracji, prezydentem nie może zostać ktoś niskiego wzrostu – nie zdarza się to od Harry′ego Trumana – i o posturze mało atrakcyjnego jajogłowego intelektualisty. Kandydat musi być „męski”, a takich, niestety, republikanie mają więcej niż demokraci. Cotton to wzorcowy republikański macho.
No, ale wybory dopiero za prawie cztery lata, więc traktujmy te przewidywania jak dobrą zabawę.
Czytaj też: Rozmontowywanie dziedzictwa Trumpa. Łatwo nie będzie