Rozprawa Aleksieja Nawalnego zaczęła się dzisiaj o godz. 11 lokalnego czasu. Na wniosek służby więziennej sąd rozstrzygał, czy złamał on warunki zawieszenia i czy należy mu odwiesić orzeczony wcześniej wyrok trzech i pół roku więzienia. Po zaliczeniu na poczet kary aresztu domowego opozycjonista pozostanie za kratami dwa lata i osiem miesięcy.
Od samego rana okolice sądu szczelnie otaczały służby mundurowe, a pod budynek Mosgorsuda nie dopuszczono żadnych zwolenników Nawalnego. Zatrzymano ponad 300 osób, a do awtozaków (więźniarek) trafiali wszyscy: sympatycy opozycjonisty, zwykli przechodnie, dziennikarze. Do sądu weszli tylko ci, którzy mieli legitymacje prasowe i odpowiednie zaświadczenia, a na ogłoszenie orzeczenia zaproszono reporterów mediów rządowych. Mało zaskakujące, że Russia Today pospieszyła się z informacją o wyroku i opublikowała ją, zanim oficjalnie zrobiła to sędzia.
Reżim od lat zwalcza Nawalnego
Na Wołgogradzki Wał, czyli do siedziby sądu, przybyli przedstawiciele dyplomatyczni USA, Wielkiej Brytanii, Kanady, Polski, Danii, Litwy, Łotwy, Szwecji, Niemiec, Austrii, Czech, Japonii, Finlandii, Norwegii i Bułgarii. Nie pierwszy raz przyglądali się procesowi politycznemu w Rosji. Kreml jednak uznał, że wywierają tylko presję. Minister Ławrow stwierdził: „Należy zakładać, że sprawa Nawalnego jest inscenizowana”, w domyśle przez „zagranicę”. A jego rzeczniczka Maria Zacharowa dodała: „Nawet jeśli Zachód uważa Nawalnego za swojego, to jest on obywatelem Rosji. To po prostu mieszanie się w sprawy wewnętrzne suwerennego państwa”.
Dzisiejsze posiedzenie sądu to kontynuacja wieloletniej walki reżimu z liderem rosyjskiej opozycji. W aktualnej odsłonie najpierw nie powiodło się jego otrucie latem ubiegłego roku, potem nie skorzystał z okazji pozostania w Niemczech i 17 stycznia wrócił do kraju. Co gorsza, mimo zatrzymania i osadzenia w słynnej Matrosskoj Tiszinie zdołał nakłonić Rosjan do masowych protestów, a te okazały się bez precedensu we współczesnej historii kraju. Nawalny stworzył więc realne zagrożenie.
Czytaj też: Co naprawdę przydarzyło się Nawalnemu?
Władza się boi, więc uderza w Nawalnego
Kreml boi się w zasadzie jednego – że pojawi się siła polityczna lub charyzmatyczny lider zdolny doprowadzić do zmiany władz. Musiał więc zrobić wszystko, żeby nie dopuścić do większych „szkód”, które mógł spowodować zyskujący na rozpoznawalności i popularności przywódca pozasystemowej opozycji. I to pilnie, skoro we wrześniu odbędą się wybory parlamentarne. Partia kremlowska – Jedna Rosja – która „ma je wygrać”, od kilku lat ma kiepskie notowania, nawet jak na rosyjskie warunki – może liczyć na nie więcej niż 30 proc. poparcia. Jeśli Nawalny skonsolidowałby szeroko pojętą opozycję i przekonał do „mądrego głosowania”, Jednorosy mogliby stracić większość. A to już głęboka rysa na monolicie władzy.
Kartą, po którą Kreml zdecydował się w pierwszej kolejności sięgnąć, jest „sprawa Yves Rocher”. Ponieważ Nawalny nie meldował się w odpowiednim urzędzie (po otruciu najpierw zapadł w śpiączkę, a potem był leczony w Berlinie), służba więzienna mogła złożyć wniosek o „odwieszenie wyroku”. Sama „sprawa Yves Rocher” jest typową maskirowką (zasłoną maskującą). W 2012 r. Aleksiej i Oleg Nawalni zostali oskarżeni o przestępstwo gospodarcze, sprowadzające się do zawarcia przez rosyjską filię tej francuskiej korporacji niekorzystnej dla siebie umowy z firmą Olega. Wcześniej centrala w Paryżu oświadczyła, że „nie doszło do szkody na jej rzecz”. Niemniej rosyjski sąd w grudniu 2014 r. skazał braci na trzy i pół roku więzienia, z tym że Aleksieja w zawieszeniu.
Na co liczy Władimir Putin?
Przypomnijmy: Nawalny w 2011 r. stworzył Fundację Walki z Korupcją, a w 2013 r. zdobył świetny wynik w wyborach na mera Moskwy (przegrał, ale zdobywając 27 proc.). Proces był więc sfingowany i motywowany politycznie, miał za zadanie go zdyskredytować. Europejski Trybunał Praw Człowieka w 2017 r. uznał go za niesprawiedliwy, a wyrok za samowolny. Stwierdził też, że władze Rosji złamały Europejską Konwencję Praw Człowieka. W reakcji rosyjski sąd wznowił postępowanie, po czym wydał identyczny wyrok.
Kreml liczy, że odsuwając Nawalnego od bieżącej polityki, zdoła osłabić opozycję. Ma nadzieję, że jego ludzie nie zdołają bez przywódcy przygotować oponentów władzy do „mądrego głosowania”. Innymi słowy: że „rewolucja pozbawiona spiritus movens umrze śmiercią naturalną”. Być może to błędne założenie, bo jak pokazują badania, na protesty antyrządowe zwoływane przez Nawalnego przychodzą Rosjanie w wieku 18–35 lat, co więcej, 40 proc. z nich po raz pierwszy zdecydowało się wyjść na ulice. Tej frustracji nie da się tak łatwo wygasić. Politolog Kirył Rogow w rozmowie w Radiu Echo Moskwa stwierdził, że „zmieniła się świadomość obywatelska Rosjan. Wiedzieli, czym grozi wyjście na ulice, a jednak się na to zdecydowali”.
Dodał, że przekonanie o wysokim poparciu dla Putina to mit – oficjalnie utrzymuje się na poziomie nie niższym niż 50 proc. „W państwach autorytarnych badań socjologicznych nie ma, a gdy już są przeprowadzane, to są obciążone potężnym błędem” – konstatował Rogow. Jak dodał, „w reżimach autorytarnych poparcie jest zwykle wysokie. A po trzech dniach wszystko się zmienia, a tłum depcze fotografie swego litera. Choć dwa miesiące wcześniej wszyscy byli nim zachwyceni”.
Czytaj też: Kot podjął trop. Bellingcat kontra Putin
Zachód dokręci śrubę Rosji?
Putin spodziewa się protestów po wyroku na Nawalnego. Nie przypadkiem zamknięto pl. Czerwony i centrum Petersburga. Władze przygotowują się na zderzenie z demonstrantami, wyciągnęły wnioski z laboratorium białoruskiego i przetestowały bezprecedensową przemoc podczas strajków 23 i 31 stycznia. Przed Putinem dni pełne politycznego napięcia – jeśli nie tygodnie. Ryzykiem wkalkulowanym w decyzję o wysłaniu Nawalnego do kolonii karnej jest reakcja Zachodu. Na pewno spodziewa się krytyki, wezwań do sankcji, a nawet konkretnej decyzji poszczególnych państw. Co prawda tuż po ogłoszeniu wyroku USA i Wielka Brytania zażądały uwolnienia Nawalnego – ale na razie to tylko słowa. W Waszyngtonie rozpatrywane są kolejne sankcje, przy czym bolesne byłyby wyłącznie te o charakterze ekonomicznym. Z personalnymi reżim w Moskwie sobie poradzi.
Dokręcanie śruby trwać będzie w najbliższej perspektywie do wyborów parlamentarnych we wrześniu. Drugi etap nastąpi w 2024 r., kiedy będą organizowane wybory prezydenckie. Nieco wcześniej, bo w październiku 2023 r., na wolność wyjdzie – jeśli nie da się złamać ani zabić – Aleksiej Nawalny. Kreml zostawił sobie zapas czasu na rozegranie kolejnych kart, czyli nowych oskarżeń. Innymi słowy: opozycjonista jest rosyjskim Mandelą. Czy zostanie człowiekiem, który pokonał Putina, to dopiero się okaże.
Czytaj też: Rosja nie taka potężna. Nawalny kompromituje FSB